Mój chłopak nie jest gejem...nadal... CZ.II Rozdz.4
Obaj jak w transie tulili się i szeptali o spalających ich uczuciach. Wiele czasu potrzebowali, aby choć częściowo odzyskać nad sobą opanowanie.
– Kyle, kochanie…?
– Mhm? – Kyle odpowiedział, mimo że właśnie zajęty był układaniem Bryana na swojej wielkiej piersi i obejmowaniu go całym ciałem, nawet udami. Nie chciał, aby dzielił ich, choć milimetr.
– Rano ja wyjdę stąd w moim pingwiniastym wdzianku… – wymamrotał w między czasie ssąc małą malinkę na szyi nieopierającego się Kyla. – A ty z moją wtyczką…
Kyle zesztywniał na chwilę.
– Nie.
– Nie? – Bryan zapytał niepewnie. Chciał, aby ich związek był pod każdym względem ‘równy’. Nie wiedział, co by zrobił gdyby Kyle tego nie chciał. Oczywiście by go nie zmuszał, ale byłoby mu przykro…
– Nie, nie musisz zakładać smokingu. Matt naszykował mi dla ciebie torbę z ubraniami na zmianę – odparł Kyle z przekornym błyskiem w oku. – Mam nawet dla ciebie propozycję…
– Ooo? – oddech utknął Bryanowi a gardle. Podniecenie znów spłynęło wzdłuż jego kręgosłupa. Kyle złapał go za kark i przyciągnął do siebie chwytając zębami jego dolną wargę. Bryan zakwilił lekko, choć na serio nie chciał…
– Ja pomogę ci w ubieraniu, jeśli i ty pomożesz w ‘ubieraniu’ mnie…
Zanim Bryan przeanalizował znaczenie słów Kyla, znów był przyszpilony do łóżka i tylko przelotnie zastanowił się; po co czekać do rana…?
***
Bryan starał się opanować, nie było to jednak łatwe po kolejnym trafnym acz złośliwym komentarzu Reda. Jego boku już go bolały od śmiechu. Razem opuścili trybuny i ruszyli w poszukiwaniu Kyla i Matta. Ich drużyna wygrała o włos. Tylko dzięki perfekcyjnemu podaniu Matta i Bryan był dumny z wystąpienia brata. Red, choć akurat na ten temat nic nie powiedział, był pod wrażeniem.
Ominęli tłumy ludzi i rodzin, dyskutujących o ostatnim meczu w tym semestrze i ekscytacja jak fala upału unosiła się w powietrzu. Dzieci biegały i krzyczały. Domagały się lodów. Kobiety mamrotały o udarze słonecznym a mężczyźni na nowo przeżywali każdą minutę spotkania.
Bryan pokręcił głową. Jego fascynacja footballem kończyła się na Kylu i to było tyle ile chciał na ten temat wiedzieć. Miał oczywiście zamiar dzielnie wspierać pasję swojego mężczyzny.
Z zbiorowiska gdzie stali członkowie drużyny dobiegała sprzeczka. Trenera nie było w zasięgu wzroku i Bryan lekko się zaniepokoił, Red jednak nie wydawał się przejęty. Spokojnie i chłodno przyglądał się grupce spoconych na wpół porozbieranych zawodników.
Zachary wskazał palcem na Kyle i z złośliwym uśmiechem powiedział jak najgłośniej.
– Dupy dałeś! – szyderczo się roześmiał na ciche parsknięcia śmiechem jego kolegów. – A! Co ja się dziwię? Przecież ty literalnie ‘dupy dajesz’!
Kolejna fala śmiechu przetoczyła się po tłumku, niektórzy jednak niespokojnie spoglądali na Kyla i Matta. Ten ostatni wyglądał jakby robił mentalny spis tortur, specjalnie na użytek dla Zachary’ego.
Kyle za to spocony, ale uśmiechnięty zmierzył pogardliwym spojrzeniem, lekko upasionego zawodnika. Jego wielkość wcale nie polegała na muskulaturze i w sportowym uniformie rzucało się to w oczy.