Mój chłopak nie jest gejem...nadal... CZ.II Rozdz.4
4
W momencie, kiedy drzwi pokoju w niewielkim motelu zatrzasnęły się za nimi z cichym kliknięciem, serce Bryana stanęło na ułamek sekundy, tylko po to, aby nagle przyśpieszyć ze zdwojona prędkością. Mała lampka przy łóżku stojącym na środku dawała wystarczająco dużo światła, aby mogli patrzeć sobie w oczy i widzieć wszystkie te emocje, które nimi targały.
Jego dłonie drżały, kiedy zdejmował marynarkę i pomagał Kylowi rozpiąć guziki koszuli. Muszek już w aucie się pozbyli, zbyt niecierpliwi żeby czekać.
– Wiesz, że nie musimy robić niczego, czego nie będziemy chcieli? – Kyle uniósł podbródek Bryana palcem do góry i poważnie zajrzał w jego oczy. Lekkim pocałunkiem na ustach obiecując, że wszystko będzie w porządku, obojętnie jaką by nie podjął decyzję.
Bryan parsknął krótkim, powściąganym śmiechem. Jednym szybkim ruchem pchnął Kyla na łóżko tak, że tamten zaskoczony wylądował na plecach. Sekundę później Bryan siedział na jego udach. Kładąc dłonie tuż przy jego głowie po obu stronach, pochylił się i spojrzał mu w oczy nie kryjąc swoich uczuć.
– Nie boję się, nie martwię. Choć właściwie jedna rzecz mnie martwi…, że nie wytrzymam zbyt długo. Nie musisz się ze mną cackać. Pragnę cię, kocham… – dowód jego słów wbił się w brzuch Kyla, kiedy Bryan położył się na jego piersi.
Zdecydowanie wplatając dłonie w blond pasma jego włosów, zaczął obcałowywać jego całą twarz i szyję. Mężczyzna wił się pod namiętnym atakiem, aż w końcu odwrócił ich i położył całym ciałem na nim.
– Spokojnie, bo jak na razie ja sam nie jestem pewien jak długo wytrzymam – sapnął przygryzając ucho Bryana. Długi dreszcz był jego nagrodą.
– Nie ma się, czym martwić. Przy tobie cierpię raczej na nadmiar wzwodów, niż ich niedobór.
– Mhm… wiem sam po sobie – Kyle odparł z kpiącym uśmiechem i uklęknął na łóżku. Szybko i sprawnie pozbył się reszty ich ubrań. Z uwielbieniem wpatrując się w szczupłe ciało leżące i czekające na niego żeby je hołubił każdym dotykiem, pieszczotą i pocałunkiem.
Zanim jednak całkiem stracił poczucie rzeczywistości sięgnął po małą torbę, którą wziął z samochodu. Wydobył z niej wielką butelkę lubrykantu i pudełeczko prezerwatyw. Pokazał je Bryanowi.
– Moje okresowe badania lekarskie, były idealne, ale jeśli chcesz, możemy się zabezpieczać dopóki nie zrobimy ponownych testów – powiedział miękko. Nie chciał, aby Bryan sobie pomyślał, że mu nie ufa. Chciał żeby pomyślał, że się o niego troszczy. Bryan lekko zarumieniony wziął pudełko i odłożył na bok.
– Jeśli twoje wyniki są w porządku to ufam ci, bo nie wierzę że chciałbyś mnie oszukać lub skrzywdzić – stwierdził spokojnie. Z kimkolwiek innym nie zdecydowałby się na to, ale to był Kyle. Nie nikt inny. – Z mojej strony nie masz czego się obawiać… – wyznał cicho, lekko przymykając powieki. – To będzie mój pierwszy raz.
Kyle znieruchomiał i przez moment wydawało się Bryanowi, że chyba nawet nie oddycha. Po czym skoczył na niego nakrywając go własnym nagim ciałem.
– Kochanie…, to będzie nasz wspólny pierwszy raz. – Obcałował całą jego twarz i szyję. Dłońmi sunął po całym jego ciele, jakby nie mógł się zdecydować gdzie zacząć najpierw, więc był wszędzie na raz. Dech utknął w piesi Bryana. Gorący deszcz pocałunków nakręcał spiralę jego podniecenia w zastraszającym tempie.