Agent Stephen Rozdział XV
Rozdział XV
Dzisiejszy ranek zapowiadał popołudniową burzę. Zachmurzenie wzrastało z każdą kolejną godziną. Britz siedział w biurze w zamku Widerlütz i palił papierosa, który jak sam twierdził znakomicie komponował się z poranną kawą, którą przed chwilą wypił. Część oddziałów wyjechało z zamku, ponieważ nie było takiej potrzeby, aby tak duża ilość wojska siedziała bezczynnie w jednym miejscu. Cisza jaka panowała wewnątrz twierdzy była tajemnicza, a zarazem kojąca dla uszu. Britz postanowił, że nie poinformuje Hogla o śmierci Elizabeth. Pomyślał, że przełożony ma wiele innych ważnych spraw, a zabójstwo pionka jest mało istotne w tej wojnie. Sama Helga, sekretarka Britza wyjechała na urlop. Spokojne przemyślenia przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę ! - Stumbarführer nie spodziewał się o tej porze żadnych gości. Zgasił pospiesznie papierosa i wstał, aby przywitać intruza.
Spokojnie otworzyłem drzwi i stanąłem przed Britzem w hitlerowskim pozdrowieniu. Stumbarführer nie wierzył własnym oczom, zwierzyna przyszła do myśliwego. Stał jeszcze chwilę i nie wiedział co zrobić.
- Spokojnie Britz, dla ciebie ta gra jest już skończona. Siadaj, albo zabiję cię na miejscu. Słyszałeś coś o transporcie złota ? - Wiedziałem, że w tej chwili zyskuje przewagę nad swoim przeciwnikiem.
- Skąd o tym wiesz, gadaj ! - Stumbarführer nie dawał za wygraną, choć widać było, że nie wytrzymuje presji. Po chwili usiadł na fotelu za biurkiem i pozwolił dojść mi do słowa.
- Nic nie rozumiesz, jesteś martwy i nikt już tego nie zmieni. Hogel wie o wszystkim i za niedługo powinien tutaj być. - Czułem satysfakcję. - Myślisz, że jeżeli zawołasz straże to coś zmienisz ? Jeśli tak, to jesteś w dużym błędzie.
Wyciągnąłem papierosa i zapaliłem. Britz nie miał żadnej możliwości ucieczki, mógł jedynie się poddać, ale to nie w jego stylu. Oficerowie Rzeszy się nie poddają. Stumbarführer czuł brzemię klęski, która spadła na niego niespodziewanie. Roztrzęsiony podszedł do stolika z alkoholem i nalał wódkę do kieliszka. Myślał, że może tym opanuje swoje nerwy, które i tak zawładnęły nim przed momentem. Znów opadł na fotel i zapadł się w nim, próbując się schować. Już nie miał przed czym. Śmierć zbliżała się nieuchronnie.
- Strach ma wielkie oczy nieprawdaż? Skoro już tutaj jestem, to niech pan mi powie, czy było warto ryzykować swoje życie dla kilku sztabek przetopionych wisiorków i pierścionków ?
- Chciałem być bogaty, ty tego nie rozumiesz. Tobie wystarczy to co masz, a co ty masz ? - Britz popadał w coraz większy strach i roztargnienie. - Nic. - Dokończył jąkającym głosem.
- Chciałem rozładować napięcie, które jak widzę zapanowało w tym pokoju. Jak myślisz komu uwierzy Hogel, mi - wzorowemu oficerowi Rzeszy, czy może zdrajcy i szaleńcy ? Zastanów się nad tym.
Wstałem ze skórzanego fotela i udałem się do wyjścia. Byłem przekonany, że to jest już skończone. Wewnątrz zamku nie spotkałem żadnego żołnierza, jedynie wartownik przy bramie stał z karabinem gotowym do strzału. Wsiadłem do czarnego samochodu, odpaliłem silnik i wtedy usłyszałem strzał, który nagle przerwał tą błogą ciszę, panującą w zamku. Wartownik przy bramie nie mógł go usłyszeć, był za daleko. Dodatkowo głośny silnik zagłuszył wszystko. Spokojnie odjechałem z placu zamkowego.