Mój chłopak nie jest gejem (koniec)
Autor: AkFa
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0
zy szczerzył zęby jak szalony. Było pewne jak w banku, że czeka go długie i skrupulatne przesłuchanie. W duszy jednak Kyle śpiewał z ulgą, że wszystko najwyraźniej będzie dobrze.
- Ale mamo jak? To znaczy …wiedzieliście? O-o mnie?- Bryan nie mógł najwyraźniej wyjść z szoku. Kyle delikatnie pogłaskał go po plecach. Jego dotyk zdawał się zawsze wpływać uspokajająco na niego. Bryan wsparł się o niego niemal całym ciałem z wdzięcznością uśmiechając się do Kyla. Wielkie ciało jego przyjaciela zdawało się być jedyną pewną rzeczą w tym całym szaleństwie.
- Och Sweety! Oczywiście, że wiedzieliśmy, że jesteś gejem.- Sophie pogłaskała go delikatnie po policzku a jego ojciec obdarzył pocieszającym uśmiechem. Bryan jednak nijak nie czuł się pocieszony. Czy to możliwe, że był taki przewidywalny? Tak przezroczysty?
- Ale jak? Skąd?- Ciekawski umysł Bryana nie mógł najwyraźniej sobie odpuścić. Kyle po prostu uwielbiał tą jego cechę. I wszystkie inne też. Włącznie z tym słodkim rumieńcem, który co rusz pokrywał jego gładkie policzki.
- Bryan, synu. Nigdy nawet nie przyprowadziłeś do domu choćby jednej dziewczyny. To musiało coś znaczyć. Już od dawna to podejrzewaliśmy, zwłaszcza, że…auuu- Mocny kuksaniec w żebra przerwał ojcu Bryana. Steven Thomson skrzywił się komicznie i przesadnie potarł żebra. Ostrzegawcze spojrzenie jego żony jednak uciszyło go skutecznie. Jego tak, ale nie Matta.
- Zwłaszcza, kiedy zacząłeś się ślinić kiedykolwiek Kyle znalazł się w zasięgu twojego słuchu, wzroku czy choćby węchu.- Starszy brat Bryana wybuchnął śmiechem. Bryan czuł jak jego szyja i twarz pokrywa się rumieńcem.
- Wcale, że nie….
- Ależ oczywiście, że tak. W dni, kiedy Kyle zostawał na obiedzie mama musiała dawać ci dodatkową serwetkę…
- Matty!- Sophie pacnęła nie reformowalnego syna w ramię, ale widać było, że próbuje się nie uśmiechnąć. Bryan jęknął z rozpaczą. Świetnie. Teraz będą mieś radochę przez lata. Szybkie spojrzenie na twarz Kyla upewniło go tylko w tym, że i on uznawał całą sytuację za zabawną.
- No, co? To aż żal było patrzeć jak mój mały braciszek traci te dwie ostatnie komórki mózgowe za każdym razem, kiedy Kyle stawał w drzwiach. Wystarczyło, że Kyle otwierał usta a Bryan wyglądał jakby jego mózg nagle dostawał spięcia nerwowego. Nieraz musiałem ugryźć się w język żeby się nie posikać w ze śmiechu. Bryan nie mógł być bardziej oczywisty a ty Kyle mniej spostrzegawczy.
- Dobry z ciebie przyjaciel skoro nigdy nawet się nie zająknąłeś!- Kyle rzucił zdegustowane spojrzenie swojemu przyjacielowi. Matt wzruszył ramionami.
- Wybór zawsze należał do Bryana. Skoro chciał cię wielbić z ukrycia to była jego sprawa. – Znów się roześmiał.
- Wcale nie!- Bryan zaprotestował odruchowo, ale kiedy Kyle spojrzał na niego z uniesionymi brawami szybko dodał, rumieniąc się.- To znaczy tak, uwielbiam cię…eee… to znaczy! Wybór zawsze należał do mnie!
Kyle znów czuł jak gorąco rozlewa się w jego piersi. Jak to jest mieć dla kogoś uczucia taki długi czas? Jak to jest wyobrażać sobie, że ta osoba nigdy ich nie odwzajemni? Naturalnym by się mogło zdawać odruchem już dla niego, przyciągnął Bryana mocnej do swojego ciała. Jak zwykle pasowali do siebie idealnie. Można było niemal usłyszeć klik.
- To prawda kochanie. Czekaliśmy aż przyjdziesz do nas i sam nam powiesz, kiedy będziesz gotów. Nie chcieliśmy kłaść na ciebie żadnej presji.- Dodała