Moc bursztynu cz-9
Chłopak, chociaż dobrze znał Dawida, jednak z niedowierzaniem spoglądał na Małgorzatę. Stała nieruchomo, a na jej rozchylonych ustach igrał niewinny uśmiech. Nie oszukiwała się, że ponowne spotkanie Dawida, było jej na rękę. Uniosła powieki i spojrzała mu w głęboko w oczy.
- Jak mamy jechać to jedźmy – powiedziała łagodnie, bez sprzeciwu.
Uśmiechnął się, jak każdy mężczyzna, zadowolony ze swojego zwycięstwa. Wydał jeszcze kilka dyspozycji młodemu chłopakowi, objął Małgorzatę i skierowali się w stronę z czerwonej cegły budynku.
- Pożegnamy się Beatą i możemy jechać. Czy wreszcie się zastanowiłaś, dokąd?
Małgorzata zamyśliła się głęboko. Zdawała sobie całkowicie sprawę, że nie powinna go zapraszać do swojego mieszkania. Po jedno, że jest bardzo młody. A po drugie, nie chce żeby sąsiedzi strzępili sobie na niej języki. Jechać do niego, jeszcze gorzej, a niech ją zgwałci, przecież w ogóle go nie zna.
- Zastanowiłaś się? – ponowił pytanie.
Ocknęła się jakby z popołudniowej drzemki i spojrzała w jego roześmiane, uwodzicielskie oczy. W jednej chwili wszelkie obawy minęły.
- Posłuchaj Dawidzie. To naprawdę nie ma dla mnie znaczenia, dokąd pojedziemy. Nie jesteśmy dziećmi, jak podkreśliłeś. Jednak muszę stąd wyjechać swoim własnym samochodem. Nie mogę go tutaj pozostawić, ty chyba swojego, też nie?
- Wiem Małgosiu, wszystko wiem. Ty pojedziesz swoim samochodem, a ja pojadę za tobą. Ten srebrny Peugeot jest twój? Pokiwała głową, że tak. – Gdzie go odstawiasz?
- Na parking strzeżony, ale w pobliżu domu.
- No to załatwione – rzekł uśmiechając się. Przytulił ją, odgarnął grzywkę z czoła, która zakrywała niemal całe oczy i musnął ją wargami w czoło. Małgorzata nie protestowała, żeby ją puścił. Doznała niespotykanego dotąd uczucia, które zawładnęło nie tylko jej sercem, ale całym ciałem. Kiedy żegnała się z Beatą, zauważyła w jej oczach wyraz zakłopotania lub rozczarowania. Nawet jej uśmiech, nie był normalny, był inny, bardziej sztuczny niż zwykle.