Moc bursztynu cz-9
- Trochę – przyznała i odwzajemniała uśmiech.
Pomógł jej zsiąść z konia i chwilę popatrzył w jej zielone oczy.
- Porywam cię Małgosiu – powiedział po chwili.
Zmarszczyła czoło i zrobiła zeza.
- Czy ja dobrze słyszałam, dokąd chcesz mnie porwać? Jeśli masz na myśli okup, to nie ma nikogo, kto by za mnie zapłacił – zachichotała.
- Nie porywam cię dla okupu, tylko…
- … tak dla jaj? – dokończyła za niego..
- Nie – pokręcił głową. - Chyba zdajesz sobie sprawę, że musimy gdzieś spokojnie porozmawiać?
- A co ma wspólnego rozmowa z porywaniem?
- Właśnie to, że zabieram cię do siebie.
- Nieźle to obmyśliłeś. W takim razie, co będzie z moim samochodem? Mam go tutaj zostawić, a do pracy jechać hulajnogą? Czy weźmiesz go na linkę holowniczą?
- Małgosiu, nie przekomarzaj się ze mną, bo mnie nie sprawia różnicy, dokąd pojedziemy. Jak najbardziej możemy jechać do ciebie, skoro sobie tego życzysz. Sądzę, że mnie rozumiesz. Nie jesteśmy dziećmi, żeby rozmawiać w parku na ławeczce.
- To ty, Dawidzie, zachowujesz się jak dziecko. Nie wiem, co chcesz przez to osiągnąć?
Uśmiechnął się i pochylił nieco do przodu.
- Co chcę osiągnąć, wiemy oboje – wyszeptał jej do ucha. Poluźnił jej palce i wyjął z nich lejce. Skinął gestem głowy na młodego chłopaka, który mało się odzywał z powodu złej wymowy. – Zabierz konia, Daniel i doprowadź go do porządku.