marat i mnich rozdział 8

Autor: vinona12
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 

                                                          8.

 

 Przeszli kilkanaście łukowatych korytarzy jednak nadal nie doszli do biblioteki. Emil przyglądał się uważnie mijanym korytarza, miał wrażenie, że jest w wielkim labiryncie złożonym z plątaniny przejść. Starał się cały czas trzymać blisko Zygfryda i nie odrywać wzroku od płomienia świecy, który dodawał mu otuchy w tym mrocznym i zimnym miejscu. Bał się, że jeśli odłączy się, na którym z zakrętów, to przepadnie tu na wieki, nigdy nie odnajdując drogi powrotnej. Minęli kilku mnichów, którzy przywitali się z Zygfrydem i szybko oddalili do swoich zajęć. Zygfryd dziarsko kroczył przez mroczne korytarze, za to Emil usiłował nie oglądać się na boki, z których wypływał tylko przenikliwy mrok.

 Z całą pewnością wolał otwarte, znajome przestrzenie, nawet, jeśli był kamieniarzem i pracował często do późnej nocy. Wiedział, że dla mnichów czas płynął znacznie wolniej niż dla przeciętnego śmiertelnika i gdyby tu zabłądzili, pewnie nikt by go nie szukał, postanowił jednak zaufać Bratu Zygfrydowi.

- Daleko jeszcze Bracie - spytał z niecierpliwością Emil

- Chyba się nie lękacie ciemności Emilu - zapytał Zygfryd

- No nie, ale czuję się tutaj nieswojo, co innego naprawiać uszkodzone ściany w klasztorze, a co innego po nim błądzić, kompletnie nie wiem gdzie jestem, choć znam plany klasztorne

- Już prawie jesteśmy na miejscu, po prostu musieliśmy nadłożyć drogi, aby nie zakłócać spokoju naszym drogim Bracią.

- Rozumiem - odpowiedział Emil nieco uspokojony

 Zanim się zorientował powoli zbliżyli się do wielkich drewnianych drzwi z masywnym zamkiem przy małej klamce. Zygfryd zastukał głośno w drzwi. Otworzył im młody mnich o imieniu Julian, szybko zamknął za przybyłymi drzwi, podszedł do stojącego tyłem mnicha i wiedząc, że nie toleruje on żadnego głośnego hałasu w bibliotece, szepnął mu na ucho:

- Bracie bibliotekarzu przyszedł Brat Zygfryd z gościem - powiedział Julian, drżąc ze strachu przed swoim surowym nauczycielem

- Dobrze Julianie wracaj z powrotem do swojej pracy i nie wpuszczaj do mnie nikogo do póki nasi goście z stąd nie wyjdą.

Powiedziawszy to stary mnich nawet nie czekał na odpowiedz swojego ucznia, od razu odwrócił się plecami do niego i spojrzał srogo na swoich gości. Chłopiec opuścił pokornie oczy, szybko wrócił do przerwanej przed chwilą pracy.

Od razu zwrócił się do byłego templariusza:

- Witam cię Bracie, nie mam dla ciebie za dużo czasu, właściwie to w ogóle nie mam dla was czasu - oparł surowo mnich

- Przychodzę z polecenia naszego Przeora w delikatnej sprawie, proponuje przejść, gdzieś gdzie możemy spokojnie porozmawiać bez światków - odparł dobitnie mnich

- A jakaż to sprawa może oderwać mnie od pracy na chwałę naszego Pana, co jest od tego ważniejsze. Wy świeccy uważacie, że wszystkie sprawy są ważne, albo pilne, ale się mylicie. Powinieneś zresztą to wiedzieć Bracie, tutaj tylko Bóg się liczy i jego słowo, które z takim trudem tworzymy, co może być od tego ważniejsze.

- Doceniam Brata oddanie dla sprawy Boga, ale właśnie taka sprawa nas do Brata sprowadza.

 Może skończmy z tymi przyziemnymi przepychankami i przejdźmy do konkretów - powiedział zdenerwowany całą rozmową Zygfryd

Wytrącony tą wymianą zdań bibliotekarz wreszcie uznał się za pokonanego.

- Dobrze, czasem można sobie podyskutować z mądrym przeciwnikiem. Zatem przejdźmy gdzieś, gdzie będziemy wreszcie sami, z dala od wścibskich uszu - powiedział bibliotekarz patrząc przenikliwie na niektórych mnichów, którzy od raz odwrócili oczy i wzięli się wreszcie za swoją pracę. Przeszli pokój skrybów, gdzie mnisi z wielką wprawą i wytrwałością kopiowali księgi. Na jednym ze stołów stały słoiczki i naczynia z surowcami, z których mieszało się barwniki, wykorzystywane później do zdobienia mszałów i ewangeliarzy. Niektóre ze składników Zygfryd rozpoznał od razu, były tam jakieś żywice o specyficznym zapachu, woda w glinianym dzbanku sok z kapusty i porów, które dostarczał ich ogród warzywny, w koszyczku leżały nawet kurze jajka, a obok stał dzban z winem podobno potrzebny do stworzenia zieleni hiszpańskiej, tyle wiedział od Edwarda, którego to interesowało. Słyszał, że praca skrybów jest ciężka, mnisi dzień w dzień, całymi godzinami ślęczeli zgarbieni w niewygodnych pozycjach, przy zapalonych świecach, z atramentem na dłoniach i pilnie przepisywali księgi, wielu z nich nie umiało nawet czytać.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
vinona12
Użytkownik - vinona12

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2013-12-17 17:43:09