Moc bursztynu cz-6
- Jestem Dawid, Małgosiu.
- Ładne imię. Ja jestem Małgorzata. Jeśli dobrze pamiętam, winna jestem kolację? – spytała onieśmielona.
- Dokładnie tak – przytaknął.
- A kto stawia?
- Z tego wynika, że ja, skoro odebrałem gotówkę.
- Całe szczęście, bo jestem przed wypłatą – powiedziała unikając jego wzroku.
- Musisz przyznać Małgosiu, ten świat jest bardzo mały.
- Jeszcze wczoraj myślałam inaczej, ale dzisiaj zmieniłam zdanie.
Wyliczyła gotówkę i oddając dowód osobisty – spojrzała mu prosto w oczy. – Cholerny smarkacz onieśmiela mnie – pomyślała. Jednak on nie spuścił wzroku, jak mały grzeczny chłopiec. Patrząc na jej zażenowanie, którego w żaden sposób nie potrafiła ukryć – roześmiał się wesoło.
- Nie trzeba pokwitować, odbioru gotówki?
- Czy ja powiedziałam, że nie potrzeba? Tu proszę podpisać – odparła całkiem poważnie, chociaż była świadoma popełnienia gafy.
Pokwitował pełnym imieniem i nazwiskiem, podając długopis – spytał:
- O której się spotkamy?
- Nie bardzo mi dzisiaj pasuje. A nie można, tej kolacji odłożyć na inny dzień? – spytała wymijająco.