Moc bursztynu cz-4
Wyjął z kieszeni małe bursztynowe serduszko i zacisnął w jej dłoni. Roześmiała się, zaciskając dłoń jeszcze bardziej. Po chwili nie przestając się śmiać, poluźniła palce i na swej dłoni ujrzała bursztynowe cacko.
- Jakie śliczne! To prawdziwy bursztyn? – spytała z niedowierzaniem.
- Najprawdziwszy – przytaknął.
- Naprawdę, to serduszko jest dla mnie? Zacisnęła dłoń i powiedziała pełnym radości głosek - Mam czarny rzemyczek, zawieszę na nim serduszko - spojrzała na niego zalotnie – nosząc na szyi, od czasu do czasu, pomyślę o przystojniaku z opustoszałej plaży.
- Nie tylko pani pomyśli. Ale moc bursztynu sprawi, że się pani we mnie zakocha.
- Narcyz! – krzyknęła.
- Myli się pani. Nie jestem zakochany sam w sobie, lecz w pięknej kobiecie, którą zesłało mi morze.
- Dobre sobie. Nie przyszło panu na myśl, że mam męża?
- A ma pani? Jeśli tak, to bałwan nie mąż.
- Dlaczego pan tak twierdzi?
- Bo żaden normalny mąż nie pozwoliłby, żeby jego żona wczesnym rankiem, wymykała się z małżeńskiego łoża.
- Spał dość mocno i nie słyszał kiedy wyszłam.
- Podwójny bałwan, skoro nie wie, że żonę trzyma się w ramionach wtuloną w swoją pierś. Spojrzała na niego z zakłopotaniem. – Wiem, nie mam prawa, aby panią zatrzymać dłużej. Chociaż pragnę tego z całego serca. Ale proszę powiedzieć, w jakim mieście panią odnaleźć? I jakie jest imię, tej uroczej o zielonych oczach kobiety?
- Już ci mówiłam, chłopczyku. Jestem niczyja, pochodzę znikąd, moje imię, też jest nijakie.