Moc bursztynu cz-2

Autor: annakowalczak
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- I co? Co słychać? Gdzie macie dzieci? – spytała mrugając swoimi małymi oczkami.

- Ciocia wybaczy, nasze dzieci chodzą własnymi ścieżkami i jeśli się nie mylę, to właśnie odsypiają dyskotekę – odpowiedział Karol.

Podeszła do Małgorzaty, ucałowała oba policzki i odezwała się swoim piskliwym głosikiem.

- Mój Boże. Jakie wielkie nieszczęście cię spotkało? Mój Boże. Mój Boże – biadoliła, udając współczucie. - Nie wiem, czy mi uwierzysz, ale tak bardzo się martwiłam, że przez pół nocy nie spałam. Jak mi nie wierzysz, to spytaj Rycha?  Co ten biedny Tomuś, teraz pocznie? Słów mi na to wszystko brakuje. A co z tobą będzie, Małgorzato?

Karol podśmiechując się, pocierał dłonią brodę – ukradkiem spoglądał na żonę. Agnieszka okryta ręcznikiem frotte, siedziała nieruchomo z wzrokiem utkwionym w ciotkę. Prawdę mówiąc, nigdy zbytnio nie przepadała za jej towarzystwem. Uważała ją za osobę zawistną i nieszczerą. Wmawiała sobie, że jeśli ciotka odwiedzi ich w niedzielę, to mają pecha przez calutki tydzień. Karol wiedział o niechęci swoje żony do ciotki, ale w ogóle mu to nie przeszkadzało. Bywało, że mu Aga czegoś odmawiała, to ją straszył ciotką -  mówiąc głośno: Uważaj zaproszę ciotkę i będziesz miała pecha.

Inaczej było z Norbertem. W ciotce znalazł bratnią duszę i wolnego słuchacza, przed którym mógł się do woli wygadać. Zdarzało się, gdy sobie zdrowo popił, to rozpoczęty temat, powtarzał kilka razy. Jednak ciotce, to nie przeszkadzało. Pomimo że plątał mu się język, od gadania głupot, ciotka kiwała przytakująco głową. No proszę. No proszę – powtarzała jak papuga.

Małgorzacie nie przeszkadzały zwroty ciotki. Sądziła bowiem, że ciotka ma bardzo ograniczone słownictwo i żeby się jako tako wysłowić, jest zmuszona wtrącić jakiś inny wyraz. Jednego co u niej nie znosiła, to współczującej miny i biadolenia. Więc dzisiaj, gdy usłyszała jej użalanie w którym było można wyczuć trochę jakby ironii, to myślała, że ją na poczekaniu szlak trafi. Jednak najpierw musiała trochę ochłonąć, nabrać w płuca powietrza, by ją dobrze zrozumiała.

- Mylisz się ciociu, skoro sadzisz, że spotkało mnie wielkie nieszczęście. Nie przeczę,  jeśliby Norbert umarł, to naprawdę byłaby tragedia. On leżałby samotnie w zimnej kostnicy. Ja natomiast, pocieszana przez bliskich: roniłabym wdowie łzy. Wiec skoro nic takiego się nie stało, to jesteśmy szczęśliwi oboje. On upojony szczęściem i alkoholem, pociesza się w ramionach piegowatej lafiryndy. A ja wolna bez żadnych obowiązków, zażywam kąpieli w słonecznych promieniach. Jeśli zaś chodzi o mojego syna, ukończył dwadzieścia pięć lat i nie musi być niańczony przez żadnego z rodziców.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
annakowalczak
Użytkownik - annakowalczak

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2018-12-26 19:20:59