Moc bursztynu cz-10
Małgorzata wysprzątała całe mieszkanie, nawet w muzeum obleciała odkurzaczem. Pomyła okna, uprała firanki i nie czekając, kiedy wyschną. Jeszcze wilgotne upięła żabkami i rozciągnęła na całe okno. Obiegła wzrokiem cały pokój, świecił czystością, nie mniej jak u Dawida. – Kiedy uporałam się z tym bałaganem, jestem jeden krok do przodu – powiedziała głośno i uniosła obydwa kciuki w górę. Zamyśliła się głęboko. Nie potrafiła zrozumieć samej siebie. Dlaczego, jak tylko wyprowadził się Norbert, ona wszystko olewa? Czyżby tak bardzo jego odejście, wpłynęło na jej psychikę i na wszelką chęć do pracy? Chyba tak. Przecież Małgorzata jest tylko słabą kobietą. A jeśli się dobrze zastanowimy, przyznamy rację. Żadna kobieta nie zniesie, zdrady i upokorzenia ze strony męża. Jeszcze pozostał Dawid, którego za wszelką cenę chce spławić: jak to określiła. Ale jak to zrobić, kiedy on taki miły? Szepcze jej czułe słówka, jakich nie słyszała ani razu przez dwadzieścia pięć lat. Spojrzała na ślubny portret, babki i dziadka. Babkę słabo pamięta, ale dziadek nie wymazał jej się jeszcze z pamięci. Przeważnie siadał w bujanym fotelu i pytał ją tabliczkę mnożenia. Westchnęła ciężko i przeniosła się na jego ulubione miejsce. Obydwie ręce oparła na poręczach fotela, lekko się bujając nie spuszczała oczu z portretu. - Dlaczego dziadku mnie zawiodłeś? – spytała z wyrzutem. - Prosiłam cię, żebyś znalazł dla mnie wielką miłość, ale nie młokosa. Jak mam sobie poradzić, skoro staje mi się coraz bliższy? Jej rozmyślania, przerwał ostry dzwonek. Wzdrygnęła się. Idąc w stronę drzwi, spojrzała na babciny zegar, tykał równomiernie. Dochodziło południe. Gdy przekręciła zamek w progu stała Agnieszka z paczuszką słodkiego.
- Wejdź proszę. Byłaś ostatnią osobą, której bym się spodziewała. Opowiadaj, jak było na wczasach – ponaglała nie ukrywając ciekawości.
Agnieszka na przywitanie, ucałowała jej oba policzki i wręczyła słodkie.
- Wczasy były super. Wróciliśmy zadowoleni, opaleni i z pustymi kieszeniami – powiedziała wesoło.
- Najważniejsze, że dopisała wam pogoda. A jeśli chodzi o forsę, to normalne, że płyną jak woda.
Nagle ich rozmowę przerwała melodia kuranta.
- Co to? – spytała Agnieszka.
- To babciny zegar, oznajmia południe. Widząc zaskoczoną minę szwagierki – spytała: - Nigdy go nie słyszałaś?