Mistrzowie Pokory
- I co teraz? – zapytał szyderczo Asmodeusz.
- No, wchodzimy – odparł Gabriel.
- Ciekawe jak – parsknął arcydiabeł – Pamięć ci już szwankuje Gabrysiu? Piórka móżdżek przeżarły?
- My wchodzimy, wy czekacie aż usuniemy barierę. Dołączycie do nas podczas samej walki z kultystami i Siemowitem.
- Ilu ich tam jest? – rzuciłem pytanie w przestrzeń.
- Około dwudziestu – odpowiedział Stanisław również po angielsku – Plus minus trzech. Kult Światowida nie przyciągnął zbyt wielu wiernych…
- Czekamy. Tylko się pospieszcie – powiedział znudzony Asmodeusz i usiadł na pniu. Ludzie, archanioły i golem ruszyli przed siebie. Po krótkiej chwili straciliśmy ich z oczu.
- Jak skończymy, powyrywam piórka tym gogusiom – mruknął Asmodeusz.
- Zazdroszczę. Przynajmniej się troszkę pobawisz – odparłem zmęczonym głosem.
- A ty?
- Twardowski.
- Ach… No to przyjemnego ściągania długu – wyszczerzył się paskudnie.
- Daruj sobie… - warknąłem. Jego przytyki powoli doprowadzały mnie do szału. W ogóle, co to wszystko ma znaczyć? Wchodzą do karczmy i jak gdyby nigdy nic mówią, że idziemy uśpić Siemowita. My i pierzaste przygłupy. To tak, jakby wilki współpracowały z kurczakami likwidując gospodarza zabijającego kurczaki dla mięsa i uniemożliwiającego wilkom polowania na owce. Chore!
Siedzieliśmy w milczeniu jakieś pół godziny, zanim ciche pyknięcie obwieściło nam runięcie bariery. Bez słowa, ze znudzonymi minami ruszyliśmy przed siebie. Nie zdziwił nas widok małej kapliczki stojącej po środku lasu. Nie zdziwiło nas tajemne przejście w kapliczce prowadzące w trzewia ziemi. Nie zdziwiły nas plamy krwi i ciała wartowników, zapewne zgniecione przez golema. Jednemu z nich coś paskudnie opaliło twarz, zapewne jedno z zaklęć Octavii. Inny miał dziurę w głowie – dzieło piszczały Drake’a.
Swoją drogą, ten Drake mógł dokonać wielkich rzeczy w Europie. Miał potencjał. Kto wie, może nawet kiedyś rozgromi flotę Hiszpańską? Uśmiechnąłem się do moich bezsensownych myśli. Drake i rozgromienie floty Hiszpańskiej? To tak jakby Stanisław w pojedynkę rozniósł Habsburską armię w perzynę.
- Niemal jak w domu, co? – zadrwił Asmodeusz kiedy zeszliśmy do komnaty oświetlonej tysiącem świec, znajdującej się na końcu długich schodów prowadzących w dół. Na dole panowało bowiem piekło. Octavia miotała czym popadło na prawo i lewo, Drake wirował trzymając coś w dłoniach (wirował zbyt szybko aby dostrzec co trzymał) Golem ganiał po całym pomieszczeniu mężczyzn odzianych w wilcze skóry a Stanisław gdzieś przepadł.
Nie zwracając uwagi na chaos panujący w komnacie ruszyliśmy przed siebie. Przez wąskie drzwi weszliśmy do obszernej Sali, oświetlonej blaskiem tylko olbrzymiej pochodni stojącej na jej środku. Na samym końcu olbrzymiego pomieszczenia, dostrzegliśmy drzwi: potężne, kamienne drzwi, pokryte runami. Wciąż były zamknięte.