Miś i zegar
Zegar zaczął powoli przyspieszać, wskazówki zdarły z siebie rdze, budząc do
życia kukułkę, Jeszcze niedawno rozłożone skrzydła opadły, chowając pod sobą
chwilę radości. Dźwięk wydobyty z drewnianego ptaka nie wróżył nic najlepszego.
Zdawałoby się, że był to szyderczy śmiech, śmiech wprawiający serca obserwowanej
pary w zakłopotanie. Zaczęli dostrzegać metamorfozę ich mieszkania. Zasłonięte
bordowymi zasłonami okna ograniczały zasięg ich wzroku, wspólne zdjęcie z
biurka pokryło się znaczną warstwą kurzu. Tarcza zegara była już czarna, liczby
na niej zdawałyby się w nią wtapiać. Mechanizm zegara umarł, wskazówki
bezsilnie wskazywały, że już koniec przedstawienia. Ja byłem również przez nich
niedostrzegalny, podarowany jeszcze przed godziną dwunastą, zostałem ułożony na
fotelu, stając się ich mimowolnym obserwatorem.
Tak zatraceni w sobie, zatracili się wzajemnie. Zapominając o rzeczach
codziennych, wszelkim otaczającym ich świecie upadli w oczach zegara. Nie
chcieli już go naprawić, nie był ich, już nie zatrzyma się więcej. Pierścionek zsunął się jej z palca, tocząc się
w kierunku drzwi wskazywał rozwiązanie. On zrozumiał znaczenie miejsca, w
którym czas dla nich stanął, po czym umarł śmiercią naturalną. Po zakończeniu
przedstawienia usiadł naprzeciwko mnie, wpatrując się w moje czarne oczy.
Postanowił posprzątać w całej kawalerce, znowu był w niej sam...