Que debemos pasar tiempo juntos. Tom II. Rozdział 2
Myślała, że nie zdoła zasnąć. Myśli w jej głowie kłębiły się niczym czarne chmury gradowe. Jednak, kiedy przyłożyła głowę do swojej poduszki zasnęła niemal natychmiast. Czuła się bezpieczna. Stała się znowu małą dziewczynką, która zawsze może schronić się w swojej twierdzy. Pewnie wtuliła się w swoją pierzynę i wdychając zapach dzieciństwa powierzyła swój los objęciom Morfeusza.
Rano obudził ją wesoły śpiew ptaków. Założyła szlafrok i po cichu zeszła na dół. Niepostrzeżenie wyszła na zewnątrz i usiadła na werandzie. Nic tu się nie zmieniło. Wszystko stoi na swoim miejscu. Drzewa zielenią się na nowo, jak to na wiosnę przystało. Niedługo zacznie się sezon urlopowy, co z pewnością zaowocuje pojawieniem się nowych gości.
Z radością patrzyła na rudą wiewiórkę, wędrującą po werandzie. Spokojnie podążała w kierunku sąsiedniej barierki. Zupełnie nie zwracała na nią uwagi. Czuła niebywałą harmonię z tym miejscem. Smutki wydawały się mniejsze. Tu mogła odetchnąć pełną piersią i wiedziała, że nic złego stać się nie może.
Wielokrotnie, budząc się obok Jakuba czuła, że nic nie może tego zburzyć. Jakże się myliła. Cały czas myślała, że dają radę. Przymykała oko na jego humory i wieczne milczenie. Wydawało się że nie ma powodu do niepokoju. Jak to możliwe, że nie zauważyła, jak ich drogi się rozchodzą? Była zajęta egzaminami. To one spędzały jej sen z powiek. Tak bardzo bała się że nie zda i nie obroni pracy licencjackiej.
Stało się inaczej. Straciła miłość i stabilizację, zyskując wykształcenie. Czy to źle? Nie. To nie mogło być prawdziwe uczucie skoro tak się rozpadło. Jednak nic nie zmieni faktu, że to tak strasznie boli.
- Już nie spisz? - usłyszała głos mamy. Odwróciła twarz w jej kierunku i powiedziała.
- Niedawno się obudziłam. Strasznie tęskniłam za tym miejscem.
-Tylko za miejscem?
- No co ty mamuś. Za wami bardziej - to mówiąc przytuliła się do niej i pocałowała ją w policzek.
- Coś mi się zdaje Inko, że masz jakiś problem.
- Oj mamuś. Każdy jakieś ma.
- Wiesz o czym mówię. Coś cię gryzie. Mogę ci jakoś pomóc?
- Nie, muszę sobie sama poradzić.
- Dobrze nie będę nalegać, ale pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać o swoich problemach. - Nic nie odpowiedziała tylko ponownie ją przytuliła. Wie, że może jej powierzyć wszystkie swoje troski, ale chyba pora, aby zajęła się sama swoim życiem.
Po śniadaniu udała się na spacer. Podziwiała znajome kąty. Piękno przyrody za każdym razem ją zadziwiało. Za każdym razem odnajdywała coś nowego. Tu na polanie zawsze przychodziła z rodzeństwem. Bawili się do wieczora. Dlaczego czasy tak cudownej beztroski mijają w tak zawrotnym tempie?
Usiadła na brzegu strumyka i zaczęła rzucać małe kamyki przed siebie, które zakłócały spokojną, lustrzaną powłokę wody. Wydawało się, jakby wyrzucała z siebie całe uczucie do Jakuba. Wszystko uleciało z niej. Nagle poczuła się wolna. Mogła się z nim pożegnać. Nie mogli być szczęśliwi. To nie on był pisany dziewczynie. Chciała żeby to był on. Mimo wszystko, chciała tego. Jednak musi wierzyć, że to miało jakiś ukryty cel. Może dzięki temu jej szczęście wróci ze zdwojoną siłą?