Miś i zegar
Zgrzytające wskazówki zegara szczęśliwców, wprawiają mój
umysł w zakłopotanie, jeszcze niedawno słyszałem, że czas płynie. Przypadek
sprawił, że ten wyraźnie stał się prostą linią wody, na poziomej tarczy. Dźwięk
ocierających się powoli zardzewiałych płytek, mógłby być należytą muzyką dla
niesłyszących. Niedawno wyjęty z oka odłamek rdzy, rozczerwienił niegdyś białe
tło. Spoglądałem na to, mając do połowy zamknięte oczy. Kawałek utlenionego
metalu irytował bardziej, niż kukułka wysunięta na zielonym podeście. Dawała
jakby obraz początku, bo czas stanął o dwunastej.
Dziób miała otwarty, nie mogąc wyksztusić z siebie żadnego śpiewu, czy melodyjki,
jaką podarował jej zegarmistrz. Jakiekolwiek onomatopeiczne słowa nie opisałyby
chwili, jaką przeżywała owa para. Patrzyła na nich swoim mętnym, pozbawionym
uroku wzrokiem. Zapewne nie jest to pierwszy raz, kiedy zegar się zepsuł.
Siedziałem na obitym skórą fotelu, wpatrując się, jak z coraz większym uporem
stara się podnieść skrzydła. Było to znacznie utrudnione, gdyż zakłamany czas
powodował konieczność dołożenia siły do fazy rozpostartych skrzydeł.
Obudowa świadczyła o długowieczności,
nieco przykurzona, prezentowała ogrom pracy włożony w jej powstanie. Tarczą
kiedyś było wypolerowane srebro, lecz od pewnego czasu zmurszało, przez
przechodzenie od ręki do ręki. Obserwowana przeze mnie para odbijała się w
niej, ich pełne ciepła uśmiechy, gorące pocałunki, wszystko opatrzne czułymi
słówkami. Gwóźdź trzymający cała konstrukcje schował się za daszek, pod którym
skrywał się domek kukułki. Już nie mógł patrzeć na kolejne przedstawienie, na
nędznych deskach starego mieszkania. Skrzypiąca podłoga była muzyką, dla ich
delikatnie poruszających się nóg. Stąpali po niej jak po chmurach, rozsypując
wcześniej ułożone karty tarota. Wierzyli w coś więcej, lecz przedmioty w domu
nie podzielały tej wiary, wiedziały, że na nie wkrótce też przyjdzie czas.
Zakochani wpatrzeni w siebie, nie zważali na otaczający ich szary obraz
kawalerki. Nie znali historii owego miejsca,