Miłość Nieistnienia
Pięć lat. Gdyby ktoś zapytał go, czym właściwie był dla niego ten czas, odpowiedziałby, że były to dni nieustającej radości, tęsknoty, pragnień, ciągłych wzruszeń, poruszeń i przeżyć. Ten czas był także czasem wielkiej pokory oraz bezustannej nauki. Uczył się przede wszystkim brania odpowiedzialności za czyjeś życie. Za jej życie… Pięć lat. Przeleciało jak jeden dzień. Niczego nie żałuje i niczego już nie chce. No, prawie niczego. Jedyne, czego jeszcze pragnie, to być już w końcu z nią. Tylko z nią. Tak, jak jeszcze przed rokiem, bo tyle właśnie czasu już minęło. Całe dwanaście miesięcy. Bólu, cierpienia, i tęsknoty. Tęsknił za nią. Nieustająco i coraz bardziej przeraźliwie. Ból próbował uśmierzać alkoholem, kokainą i snem. A kiedy nie pomagało, pił jeszcze więcej – z bezsilności i pustej rozpaczy. Nie mógł ze sobą skończyć tak od razu, to byłoby nie w porządku. Wiedział, że najpierw musi odpokutować. Codziennie, coraz bardziej i coraz mocniej. Pokutował więc. Wieczorami przychodził na jej grób i błagał, wręcz skomlał o przebaczenie. Nie był wstanie znaleźć słów, którymi mógłby ją przeprosić. Za wszystko. Za niespełnione marzenia. Za krótkość ich związku. Za niedokończona rozmowę. Za to, że właśnie jego spotkała. Za te wszystkie banalne kłótnie. Za to, że czasem dopiero po dłuższej chwili odgadywał jej nastroje. Jak miał to zrobić? Jakich pieprzonych słów użyć? Jak przeprosić? Boże, no jak…
Jechali wtedy z Poznania do Krakowa. Weronika kochała Kraków i chyba tylko w tym mieście czuła się naprawdę bezpiecznie. Rozpromieniona swoim kolejnym pomysłem, dotyczącym ich wspólnej przeszłości, śmiała się i opowiadała mu te wszystkie rzeczy przeznaczone wyłącznie dla niego. Gdzieś w połowie drogi dotknęła jego ręki i powiedziała: „Piotrusiu, dzień, w którym do ciebie napisałam, był najszczęśliwszym dniem w moim życiu. Obchodziłam wtedy 28. urodziny, pamiętasz? Dzisiaj, dokładnie za 12 minut, skończę 34. Słuchaj, a pamiętasz, jak prosiłeś, bym ci obiecała, że będę? Że nie zniknę równie niespodziewanie, jak się pojawiłam? Pamiętasz? Teraz ja mam do ciebie prośbę, w ramach, na przykład, mojego prezentu urodzinowego. Obiecaj mi to samo. Obiecaj, że będziesz. Że będziesz na zawsze. Obiecaj, proszę…” Obiecał, po czym pocałował ją, na ułamek sekundy odwracając głowę w jej kierunku. Zupełnie niespodziewanie z ciemności wybiegła na ulicę jakaś dziewczyna. Momentalnie skręcił kierownicę w lewo. Mocno uderzyli w drzewo. Spojrzał na Weronikę. Miała przymknięte oczy. Spory kawałek szkła z rozbitej przedniej szyby samochodu wbijał jej się prosto w czaszkę.
Przychodził na jej grób każdej nocy. Błagał o wybaczenie. Kiedy litrowa butelka Wyborowej była już prawie pusta, a w paczce zostawał mu tylko jeden papieros, resztami sił wstawał z klęczek i wracał do domu. Kładł się w ubraniu i butach na łóżku, a kiedy już zasnął, nieustannie śnił o niej. Nigdy w czasie przeszłym. Tak właśnie minęły te wszystkie miesiące. Wytrzymał tak długo tylko po to, aby skamleć o wybaczenie, w cierpieniu i samotności pokutować i aby pamięć o jej istnieniu zachowała się jak najdłużej. Wczoraj poszedł tam po raz ostatni. W mroźną, styczniową noc. Nie pił. I nie prosił już o nic. Na płycie nagrobka położył 35 białych storczyków. Weronika uwielbiała storczyki…