Miecznik (III)

Autor: poskart
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

-Jurek, stary huncwocie! Gdzie ci tak śpieszno, karczmy pilnować, chłopów spijać! – krzyknął do przyjaciela po konfratersku. Karczmarz mimo że utykał, przyspieszył jeszcze kroku. Słabo widział i mógłby nawet nie rozpoznać Kraka gdyby nie owe powitanie.

-Krak! – jego głos krył niejaki strach – Był u mnie bard z dworu polowskiego króla. To wszystko jedno wielkie gówno, co się dzieje. Natychmiast… - urwał w pół zdania gdy zobaczył Jaśmin siedzącą z plikiem papierów kilka metrów dalej. Dziewczyna nie zwróciła nań najmniejszej uwagi.

-No co jest? Znowu chcesz mnie niecnie wyciągnąć na to polowskie cholerstwo? Staniało? Zdrożało? Gadaj po ludzku stary capie! – roześmiał się miecznik. Jerzy odkaszlnął i skrzywił się nieco. Później na jego usta wkradło się coś co chyba miało być uśmiechem, oczy jednak nie zmieniły wyrazu.

-Aj, przejrzałeś mnie znowu. Zdrożało… powiedzmy, ale dla ciebie po staremu i to ostatnia kurewska okazja żeby się upić jak dziki, rozumiesz? Wpadnij dziś wieczorem…

-Dziś będę musiał…

-To jak to zrobisz, masz wpaść. Dziś. – żelazny wzrok przekrwionych oczu właściciela pędzącego Jaguara nie tolerował sprzeciwu. Krak kiwnął głową.

-Zobaczymy jak tam wyjdzie.

Oberżysta splunął jak przystało na oberżystę i ruszył w drogę powrotną.

-Do zobaczenia wieczorem… - mruknął tak by miecznik go usłyszał.

 

***

 

Krak i Jaśmin spacerowali po łąkach tuż za podgrodziem. Było jedno z tych pogodnych, jesiennych popołudni, których bogowie tak poskąpili Wygórzu. Dla nich, jesień oznaczała stalowoszare niebo, chłodny wiatr z północy i zabłocone drogi. Dni takie jak ten wszyscy witali z ulgą i radością. Mieszkańcy podgrodzia wychodzili na łąki by cieszyć się życiem. Rycerze bawili się na polowaniach, życie jakby nabierało kolorów na ten krótki okres. Mężczyzna sycił nozdrza zapachem traw, normalnie tłumionym przez mdłą woń błota. Jaśmin uśmiechnięta od ucha do ucha skakała po łączce jak podlotek. Zresztą nigdy nie spytał ją ile tak naprawdę ma lat. Jej radość w przedziwny i niewyobrażalny sposób udzielała się też mistrzowi miecza. Starał się jednak nie dawać jej żadnych wyrazów, z racji swej ponurej profesji, mrocznej reputacji. Nagle, płomiennowłosa kobieta zainteresowana skowronkiem nieudolnie rozpoczęła podchody do krzaka Jerzyn na których siedziała niczego nie podejrzewająca, ptasia ofiara. Nie była jednak jedyną skradającą się do po ptaszynę istotą. Młody lis wyskoczył z drugiej strony z zawrotną prędkością i czmychnął między nogami dziewczyny. Ta zaś nie zdołała zrobić niczego poza wydaniem z siebie przeraźliwego krzyku i nieudanego uskoku przed napastnikiem z rudą kitą. Uskok ten, nie dość, że nie oddalił jej od „krwiożerczego” lisa, to jeszcze posłał dziewczę na ziemię. Cztery małe łapki przedreptały po niej z prędkością błyskawicy i poniosły uniesioną rudą kitę prosto w pobliski las. Krak nie wytrzymał i zamiast sprawdzić co się stało z jego towarzyszką zaniósł się nieco charczącym, nieopanowanym śmiechem który tym razem jego posłał w trawy.

-Więc jestem taka śmieszna?! – warknęła Jaśmin wstając na kolana i zdmuchując sobie potargane, lekko rude płomienie z lśniących gniewem oczu. Rozbawiony mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć, bo potargana kobieta przypominając teraz swego niedawnego prześladowcę w całej krasie, skoczyła na towarzysza. Wylądowała bezbłędnie na jego obolałym od śmiechu brzuchu i wymierzyła kilka damskich ciosów w tors. Naturalnie iście kobieca siła tych razów zamiast boleć, jeszcze bardziej rozbawiła Kraka, co z kolei jeszcze skumulowało wściekłość Jaśmin. Jej oczy zapłonęły żywym płomieniem. Wyglądały teraz jak dwa najczystsze, ogromne szmaragdy wrzucone w ogień. Miecznik zapadł się w tych oczach jak w magicznym śnie, który kradł jego czas i wolę. Z tego onirycznego transu wyrwało go w końcu któreś z kolei uderzenie damskiej piąstki w splot słoneczny, które poraziło jego nerwy lekkim elektrycznym bólem. Nie zdzierżył.  Chwycił swą oprawczynię za boki i zaczął okrutnie ją łaskotać śmiejąc się przy tym pełną piersią. Smukłe dłonie kata wycofały się na chwilę by powrócić ze wzmożonym wysiłkiem. Perlisty śmiech jednak nie pozwalał jej osiągnąć satysfakcjonującej celności. Zrezygnowała z ataków przechodząc jedynie do defensywy.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
poskart
Użytkownik - poskart

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2011-10-27 15:01:53