Zołza - cz. 4
Klara nie komentowała słów ojca, naraził jej się. Tak bardzo jej się naraził, że nie miała najmniejszej ochoty, nawet z nim rozmawiać. Nie mogła odżałować podjętej decyzji, że się zgodziła w ogóle z nim jechać. Przez całą drogę kłamał, siebie wybielał, a winę zrzucał na mamę. Klara nie twierdzi, że jej matka jest bez winy, bo wina zawsze leży pośrodku. Ale jemu nie wolno było, wywłóczyć żadnych brudów z przeszłości i oczerniać przed najmłodszym dzieckiem. Kiedy samochód zatrzymał się przed domem, wyjął z kieszeni klucze i podając córce powiedział z lekką ironią:
- Coś mi się o uszy odbiło, że teraz będziesz zajmowała pokój swojego brata.
- Jaka, jeszcze niespodzianka mnie czeka? – spytała, tak na wszelki wypadek. Chociaż dobrze wiedziała, że już nic nie jest w stanie ją zaskoczyć.
- Nie patrz tak na mnie, twoja przyrodnia siostra jest w ciąży. Niedługo będzie krótki ślub, bo rzekomo jej kochaś ma się do niej wprowadzić. Nabrał w płuca powietrza i mówił dalej: - Teraz rozumiesz, nie mogą się gnieździć w jednym pokoju – wzruszył ramionami.
- To znaczy, mój pokój zagarnęła Ewelina?
- Nareszcie, wszystko pojęłaś – odsapnął z ulgą. Wyjął z bagażnika jej torbę i postawił przy samym wejściu. – Muszę ci jeszcze niejedno wyjaśnić, ale z tym musisz poczekać do jutra. Dzisiaj spieszy mi się, mam naradę – powiedział, na pożegnanie machnął dłonią i odjechał z piskiem opon.
- Zamiast tyle gadać, przeprowadź badania DNA. Przecież też mogę nie być twoją córką - zamruczała, patrząc jak odjeżdża. Pociągnęła nosem i obiegła wzrokiem dom. Nie mogła zrozumieć, jak to się stało, że ta okazała willa w jednej chwili straciła swój wizerunek i stała się siedliskiem kłamstw i manipulacji. Weszła do wewnątrz i poczuła zaduch niewietrzonych pomieszczeń. Skrzywiła się kwaśno i poczłapała do pokoju brata. – Tata tym razem nie kłamał – powiedziała głośno. Chwyciła leżącą na fotelu kołdrę i z rozpędem rzuciła na rozłożoną kanapę. Wcale nie była lekka. W porównaniu do kołdry starszej pani, była ciężka, jak smok. Zajęła miejsce w fotelu, ścierpnięte nogi wyciągnęła przed siebie i bezmyślnie patrzyła na leżący pośrodku pokoju stos. Na wielką kupę, usypaną z jej książek i zeszytów, które kiedyś, tak starannie prowadziła. Było tam wszystko: buty, odzież osobista, kurtki oraz wszelkie drobiazgi. Najchętniej w sam środek tego bałaganu, rzuciłaby zapaloną zapałkę i siedząc w tym samym miejscu z zapartym tchem patrzyła na buchający płomień, który trawi wszystko. Jednak nie zrobi tego, bo szkoda jej młodych lat. Kiedyś nie tak dawno, złożyła przysięgę, że przez życie będzie szła z dumnie podniesionym czołem, teraz nadszedł czas próby, by przysięgi dochować. Tak była pogrążona w myślach, że nawet nie dotarł do niej zgrzyt klucza w zamku. Ocknęła się dopiero na głos matki.
- Kochanie. Jak dobrze, że jesteś! – krzyknęła od samych drzwi. - Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam. Dopiero się nieco uspokoiłam, kiedy tata opowiedział, gdzie jesteś i czym się zajmujesz. Mówił, że nawet nieźle sobie z tymi kurczakami radziłaś. Jednak nadal nie rozumiem, co cię strzeliło żeby jechać nad morze na zarobek? Ale mniejsze z tym – machnęła ręką. - Kupiłam ci bluzeczkę, będziesz miała na rozpoczęcie roku szkolnego. Tylko nie wiem, jak wyglądasz ze spódniczkami?
Klara spojrzała na matkę z politowaniem, jednak nie poszła się z nią przywitać. – Ciekawe, jaka będzie ta bluzka? – pomyślała. – Właściwie, chociaż będzie byle jaka, zawsze lepsza, niż znoszony łach po Ewelinie – dodała w myślach. Uśmiechnęła się do matki, właśnie szperała w torebce.