Mieczem i Toporem
- Zawtórował Torlof.
Druid uśmiechnął się krzywo.
- Cóż, będziemy musieli sobie wyrąbać drogę do niej...
V
Dwóch barbarzyńców stało przed prymitywnym, otaczającym ich obóz drewnianym murem. Spoglądali w stronę zachodzącego słońca, którego pomarańczowe promienie oświetlały otaczający okolicę, porośnięty wysoką trawą step. Rozmawiali w swoim plugawym języku. Byli tym tak pochłonięci, że nie zauważyli ogromnego wikinga, który ściskając w dłoniach dwuręczny topór pędził w ich kierunku. Wiatr rozwiewał jego długie, rude włosy, które w wieczornej łunie miały barwę krwi. Krwi, która buchnęła nagle z szyi jednego z Wandalów, gdy jego głowa została odrąbana potężnym uderzeniem. Rozmawiający z nim wojownik zamarł, nie mogąc pojąć co się stało. Dopiero gdy broń Torlofa rozcięła go od barku po biodro, pojął grozę sytuacji. Było już jednak za późno. Jego wnętrzności zbrukały ziemię. Wiking podniósł odcięty czerep i wrzucił go za palisadę. Po chwili usłyszał podniesione głosy i dźwięk kroków. Ktoś zadął w trąby. Wrota obozu otworzyły się i wypadło przez nie kilkunastu barbarzyńców, uzbrojonych w kamienne toporki i miecze. Stanęli jak wryci, widząc nieznajomego unoszącego rozpołowione ciało ich kamrata. Uskoczyli na bok, lecz wnętrzności i jucha ochlapały ich śmierdzące potem ciała. Z okrzykiem na ustach zaatakowali. Jeden z nich ciął wikinga w rękę. Rana nie była głęboka, jednak krew popłynęła intensywnym strumieniem. Torlof warknął. Wywinął toporem, pozbawiając jednego z barbarzyńców ręki i padł na kolana. Wandalowie stanęli zdziwieni i nie wiedząc co się dzieje, spoglądali jak ich wróg spuścił głowę i zatrząsł się dziwnie. Oblepione błotem włosy prawie całkowicie przesłoniły mu twarz. Nagle podniósł wzrok i spojrzał w ich stronę. Barbarzyńców przeszedł dreszcz. Patrzące na nich oczy, które jeszcze przed chwilą były oczyma człowieka, teraz nie miały w sobie nic ludzkiego. Płonął w nich jakiś przerażający ogień, oraz nieludzka żądza mordu. Na usta Krwawobrodego wystąpiła piana. Dygotał straszliwie, a gdy wstał, wydał się dzikusom dwukrotnie większy, niż był w istocie. Wojownicy owi nigdy nie widzieli berserkera. Nie wiedzieli co dzieje się z tajemniczym mężczyzną i uśpili swą czujność. Teraz jednak zrozumieli, że czeka ich ciężka walka. Torlof jął pomału kroczyć w ich kierunku. Jego twarz wykrzywił demoniczny grymas. Mięśnie miał napięte i twarde jak stal. Nagle skoczył niczym dziki kot, który rzuca się na bezbronną ofiarę. Zawirował pomiędzy Wandalami. Jego ubranie zbryzgała krew, trupy zasłały ziemię. Dwie głowy potoczyły się pod nogi kolejnej nadbiegającej grupy zbrojnych, którzy widząc rzeź, zaatakowali wrzeszcząc niczym zwierzęta. Nie wiedzieli, iż idą na pewną śmierć.
Tymczasem pomiędzy otaczającymi obóz od zachodu skałkami, przemykały dwa cienie. Słowianin i Celt starali się pozostać jak najmniej widoczni. Mieszko po cichu mordował kolejnych napotkanych wojowników, tak że drogę jego przemarszu znaczyły zarżnięte niczym kurczaki trupy. W pewnej odległości za nim, szedł Kilian. Pomimo jego wieku, nie było widać aby odczuwał jakiekolwiek skutki wyczerpującej wędrówki. Co chwilę przykucał za jakimś załomem skalnym, by nie zdradzić podkradającego się do kolejnego strażnika, Walenroda. Gdy doszli wreszcie do palisady przystanęli na chwilę. Z daleka dochodziły odgłosy walki. Szczęk oręża oraz jęki rannych. Jednak przede wszystkim słychać było dziki krzyk Torlofa, który owładnięty bitewnym szałem, wykrzykując imię Thora, kładł trupem kolejne zastępy wrogów.
- Wiking dobrze spełnił swoja rolę. - Rzekł zniżonym głosem Celt.
- Tak, nie zaprzepaśćmy tego. - Szepnął Walenrod, przechodząc przez wygrzebany w stercie gałęzi otwór.
Kilian podążył za