Mieczem i Toporem
siekąc toporem, który dziwnym sposobem nie wyszczerbił się jeszcze ani nie złamał. Trochę dalej, demoniczne ręce raz po raz wyskakiwały z ziemi, wciągając za sobą kolejnych barbarzyńców. Fragmenty ich ciał zasłały pole bitwy. Niektórzy, widząc trofeum jakie trzymał książę, pierzchali w stronę gór. Inni wbijali swe krzemienne ostrza we własne brzuchy, chcąc uniknąć strasznej śmierci, jaka groziła im gdyby wpadli w szalejące pod nimi, potworne łapy. W końcu walka ustała. Ostatnie niedobitki uciekały szybciej od ściganych zajęcy. Mieszko podniósł z ziemi porżnięte ciało wikinga, który zemdlał, roztrzaskując wcześniej czaszkę ostatniego ze swoich przeciwników. Jak po poprzedniej bitwie, przerzucił swego towarzysza przez plecy i ruszył w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca, gdzie mógłby opatrzyć jego rany i odpocząć. Nagle grunt przed nimi rozstąpił się, wyrzucając na powierzchnię druida. Kilian patrzył na nich błędnym wzrokiem, widać było iż walka wyczerpała go straszliwie, chwiał się, a po chwili usiadł na kępie suchej trawy. Dyszał ciężko.
- Nasz wspólny cel został osiągnięty - rzekł spokojnym, lecz zmęczonym głosem. - Dziękuję wam za pomoc. A teraz żegnajcie.
Wstał i powolnym krokiem ruszył w stronę swojej siedziby. Gdy odszedł kawałek odwrócił się jeszcze.
- Następnym razem, gdy zakłócicie mój spokój, zginiecie. Nie powstrzymam strażników. - Dodał i odszedł.
- Zaiste, straszliwa jest celtycka magia, która pozwala podróżować wtajemniczonym w nią pod ziemią i z pod jej powierzchni razić swych wrogów. - Pomyślał Mieszko.
Spojrzał na wikinga. Torlof był blady jak wapienna skała, jednak krew na jego ranach już zakrzepła i krwotoki ustały.
- Znów będę musiał ci wszystko opowiadać. - Rzekł do nieprzytomnego kompana książę i skierował krok w stronę widniejącej na horyzoncie puszczy.