MELODIA cz.5 - ostatnia
Skinęliśmy ku sobie głowami w niemym porozumieniu.
- Witaj, moja droga – powiedziałem do telefonu.
- Jak tam twój głos Jean? – zapytała wesoło – Ciągle czasem szwankuje? Brzmisz teraz świetnie!
- Już prawie nie – odparłem zgodnie z prawdą.
- Wciąż nosisz medalik, który ci dałam?
„ Tak” pomyślałem z wdzięcznością o jej troskliwym geście tamtego dnia, gdy potrzebowałem czyjejś empatii.
- Nigdzie się bez niego nie ruszam.
- Przyjedziesz kiedyś wreszcie?
- Francesco, wiesz że nie chcą mnie tam widzieć – upomniałem ją łagodnie.
- Zapraszam was do nas Jean. Nie do tej bandy wariatów! I nie waż mi się odmówić!
- Marta…- zacząłem cicho, czując ze głos mnie zawiedzie.
Francesca przez chwilę milczała.
- Jean – odpowiedziała wreszcie – Wciąż jej nie znaleźli. Ale już nikt nie umiera w ten sposób…
W milczeniu zamknąłem oczy. Zobaczyłem siebie tamtej nocy. Jak splatam jej dłonie…
Westchnąłem cicho.
- Musiałeś Jean – powiedziała łagodnie Francesca, słysząc mój oddech.