Marzenia (Z cyklu ,,Zapiski spisane z Anglii’’)
Ludzie wciąż przyjeżdżają do Anglii. Jakież to dziwne. Powtórzę jeszcze raz: ludzie WCIĄŻ przyjeżdżają do Anglii. Ludzie różni wiekiem, wykształceniem, majątkiem, ambicjami czy doświadczeniami. Wciąż przyjeżdżają. Osoba za osobą, dziesiątki za dziesiątkami, setki za setkami, by wreszcie zamienić się w tysiące tysięcy. Dlaczego ja przyjechałem do Anglii? Czego tu szukałem? Czyżby to była pogoń za marzeniami? A może jednak ucieczka? A jeżeli ucieczka, to przed czym? Pamiętam, nie wiem ile wtedy miałem lat, dziesięć może jedenaście, moi rodzice rozmawiali o sąsiadach. Nie mieszkaliśmy koło siebie, byli jednak naszymi sąsiadami w sezonie letnim. Kupiliśmy działkę koło jeziora niedaleko nich. Mój ojciec był chyba wtedy jeszcze w rozjazdach. W NRD o ile dobrze pamiętam. Przywoził mi i młodszemu bratu kartony Milki, soki z pomarańczy, a kiedyś nawet przywiózł komputer – ATARI. Matka wciąż mi wypomina, że kiedy wracał nazywałem go tata-wujek. Ale z drugiej strony, jakże mogło by być inaczej? A więc, kiedyś rozmawiali o naszych sąsiadach. Ich córka chodziła ze mną do podstawówki. Ha, nawet uczyła mnie angielskiego prywatnie, takim byłem ćwokiem. Teraz zaś sam jestem w Anglii. Jej ojciec był marynarzem, być może nawet kapitanem statku. Z resztą, to nie jest ważne. Moi rodzice podziwiali ich wzajemne relacje. Gdy marynarz wracał do domu byli najwspanialszą rodziną, którą udało mi się poznać. Moja koleżanka była bardzo szczęśliwa. I to nie ze względu na nowe ciuchy, czy prezenty które przywiózł jej ojciec. Była szczęśliwa, ponieważ choć przez chwilę mogła pobyć z ojcem. Nie rozumiałem wtedy tego. Byłem w podobnej sytuacji, a jednak z perspektywy czasu bardziej pamiętam cholerne czekolady i kartony z sokami, niż czekanie na ojca. Być może mężczyźni są bardziej samolubni od kobiet. Być może mamy to po prostu w genach. I wtedy też usłyszałem zdanie, które nigdy nie zapomnę: ,,Są tacy szczęśliwi i tak dobrze im się układa, ponieważ przez większą część roku są z dala od siebie’’. Chyba powiedziała to moja matka, a może jednak mój ojciec? To ważne, a jednak nie pamiętam, kto to powiedział. Pamięć jest jak dziurawe wiadro. Każdego dnia wlewam do niego fakty, emocje, nadzieje, pragnienia i kłopoty. A jednak z perspektywy czasu potrafię wydobyć tylko skrawki, urywki, jakby cienie chwil i momentów. Co dzieje się z moją rodziną, gdy ja sam przebywam od nich z dala, tak jak kiedyś mój ojciec? Znam podstawowe fakty: radzą sobie całkiem dobrze. Mój brat zmienia dziewczyny jak rękawiczki, a jednak nie sądzę, że czuje się z tym za dobrze. Słyszę to w jego głosie, gdy rozmawiamy przez telefon. Mogę dostrzec to w zdjęciach, które mi wysyła. Kolejne dziewczyny, kolejne podboje. A jednak jego oczy już nie świecą wewnętrznym blaskiem i jego uśmiech… jakby na pokaz. Ojciec podobno ciągle tyje. Nie wiem czy wynika to z nerwów, czy też z przepracowania. On i mamuśka pracują na okrągło. Czasami nawet dzień i noc. Mając własny biznes z czasem stajemy się jego niewolnikami. Widzę to po Susan czy Mohammedzie, być może to szczęście, że nie dostrzegam tego każdego dnia w moich rodzicach. Naocznie. Mamuśka ciągle tęskni za mną. Aż serce mi się kraje, gdy słyszę ją przez telefon. Ciągle jestem jej ukochanym synem - ,,synek mamuśki’’. A jednak doskonale zdaję sobie sprawę, że wizerunek mojej osoby, który ma umieszczony w swojej głowie, już nie za bardzo do mnie przystaje. Zmieniłem się tutaj w Anglii i to więcej, niż tylko trochę. A może nie zmieniłem się wcale, tylko niektóre cechy uwypukliły się we mnie bardziej, choć były we mnie także i w Polsce? Takie paradoksy często przyprawiają mnie o bóle głowy. Oto moja ,,pięta Achillesa’’: za dużo myślę o rzeczach, na