MELODIA cz.2
Do ostatniego słabnącego tchnienia…
Po wypadku, bliski zgonu, czułem te wyraźną Obecność. Przenikała mnie. Mroziła członki. Otulała mnie chłodem, nakazując bym wreszcie się poddał. Osunął się w ciemność. Czasem nawet słyszałem mojego przyjaciela, który wołał, żebym za nim podążył. Igrał z moim poczuciem winy, wołając, że czuje się tu strasznie samotny. Z tego mroku wyrwałem się cudem. Raz czy dwa, w stanie bliskim kompletnego załamania psychicznego, gdy prześladowała mnie krew w kątach i na własnych dłoniach, byłem gotów by ulec i wreszcie mieć spokój. Byłem tego spragniony. Ale, wielka chęć do życia, miłość matki, która walczyła z moimi koszmarami, moja iluzją, by mnie uratować, w końcu zwyciężyła. Zawróciłem. Często jednak myślę o tamtych odczuciach. Zastanawiam się, czy jednak…Czy może…? I odsuwam tę myśl. Tylko czy kiedyś będę w końcu miał dość siły by zrobić to po raz kolejny?
Będę miał siłę by walczyć?
Tam czeka tylko śmierć. Ci ludzie nie powinni zginąć. Nie trzeba się tam spieszyć. Trzeba iść tam na własnych zasadach.
- Jean? – zagadnęła mnie Francesca.
Wyrwałem się z głębokiej, mrocznej zadumy by posłać jej słaby uśmiech. Przyjrzała mi się, po matczynemu, bez śladu wczorajszego flirtu, nie komentując już jednak mojego zachowania. Zaprosiła mnie na śniadanie, które zjedliśmy razem w blasku słońca. Z wolna mrok w mojej duszy znów przygasał. Rozmawialiśmy. Opowiadała mi o tym, ze jej mąż jest gondolierem, o jego kłopotach z konkurencją. Opisywała w zabawny sposób sytuacje i ludzi, których spotykał w swojej pracy, mówiąc dużo i szybko, jakby ta kaskada słów chciała zagłuszyć ponury nastrój po wiadomościach. Zerkała na mnie z pozoru coraz bardziej już swobodna i naturalna, wiedziałem jednak, ze ta rozmowa ma przede wszystkim na celu poprawienie mojego samopoczucia. Coś w moim wyrazie twarzy musiało ją zaniepokoić. Naprawdę doceniałem jej starania. Radio jakby dostosowało się do jej życzeń, grając teraz żywe włoskie piosenki. Poczułem się tak, jak powinienem poczuć się u ciotki, co nie było mi dotąd dane. Jak miły dla gospodarzy gość, nie dziwak i odmieniec. Francesca nie pytała o mój talent, czekała aż sam będę chciał o tym mówić. Z wolna Skrzypaczka i jej chory świat odchodziły w zapomnienie, aż do chwili, gdy znów zapalono lont informacją, że znaleziono obłąkaną dziewczynę, wygrywającą na skrzypcach na ulicach miasta. Niestety uciekła ona policji, która podejrzewa, że to właśnie ona może być podejrzaną w sprawie ostatnich, dziwnych śmierci turystów. Kiedy podali jej rysopis, ostrzegając przed bezpośrednim kontaktem, zamarłem.