MELODIA cz.1
Kiwnąłem potakująco głową. Zastanawiałem się czy przygotowała sobie wcześniej to wydumane przemówienie. Czy wyobraziła sobie, że usiądziemy właśnie tak jak teraz, w jej wygodnych fotelach, podczas gdy Marco będzie już spał i wyrzuci z siebie z pozorną, tak dotkliwą jednocześnie grzecznością, ten potok słów, który miał mnie zgasić, stłumić i wbić w ziemię niczym węża, który zaraz zacznie kąsać. Słowa, które miały dać mi odczuć bym przypadkiem nie miał żadnych złudzeń, co do charakteru mojej wizyty. W sprawach miedzy mną a nią czy matką, nie mogło być mowy o żadnej zmianie na lepsze. Jestem i pozostaję tu jedynie po to by odnaleźć Martę i lepiej, żebym o tym pamiętał i znał swoje miejsce a także to, że wszelkie przywileje skończą się jeśli będę bezużyteczny. Wredne posunięcie, które miało mnie postawić do kąta, wraz z moim bagażem powypadkowym, iluzją i atakami autoagresji. Wyraźnie dała mi odczuć jak bardzo uwłacza jej moja obecność, tego dziwadła, który podobno tracił nad sobą panowanie zaraz po wypadku a przez jakiś czas leczył się z natręctw i złudzeń, wywołanych przez własną pokrzywioną teraz wyobraźnię. Pierwsza batalia zakończyła się jej zwycięstwem. Nie mogłem wyrazić wszystkiego jak chciałem, walczyć z nią na tonacje. Wiedźma!
- Masz jakieś pytania?- spojrzała na mnie sokolim wzrokiem.
Jej okulary spoczywały obok na stoliku, więc nie używała teraz na mnie swego słynnego spojrzenia wrednej matematycy, przed którą drżeli uczniowie. Nadal miała niezłą figurę i zadbany wygląd nowoczesnej kobiety, co tylko dodawało jej chłodu. Jej podejście, pozbawione ciepła, skierowane było tylko i wyłącznie do mnie. Widziałem, że Marco nie doświadczał tego, obdarzany rodzicielską troską. To bolało. Nie brak mi było uczuć w rodzinnym domu, mimo to fakt, że będąc zaledwie dwa lata starszy od Marco jestem traktowany z nieledwie uprzejmością, niczym facet, któremu zlecono robotę a nie jak członek rodziny, był dla mnie przykry. Nie oczekiwałem współczucia, jedynie lepszego przyjęcia. Czułem gorzkie rozczarowanie.
Nie mieściłem się w żadnym równaniu.
Nie speszyła się, gdy obdarzyłem ją chmurnym spojrzeniem. Wiedziałem, że tego nie zrobi.