MELODIA cz.1
- PODZIWIAM CIĘ – pokazałem językiem gestów i mimiką, zaznaczając sarkazm.
- Nie męcz Jean – klasyczny język migowy nie był jej obcy – Mógłbyś chociaż docenić moją gościnność i podziękować.
Położyłem ostentacyjnie dłonie, by pokazać jej co myślę o tej uwadze. Pilnowałem by w niepotrzebnej podzięce nie drgnął mi nawet palec.
Odczekała chwilę, obserwując mnie w milczeniu a potem westchnęła ciężko, bardzo rozczarowana moim zachowaniem.
Wtedy dopiero zapytałem:
- DLACZEGO NIE WOLNO CHODZIĆ PO ZMROKU?
- Marco ci tak powiedział? – uniosła brwi, nadal urażona – On oczywiście może chodzić po zmroku. Ja również. Podobnie jak wszyscy Wenecjanie a jak wiesz, twój wuj jest Wenecjaninem z dziada pradziada. Ty nie możesz, przynajmniej nie teraz. Wielu obcych nie może poruszać się teraz nocą. To zbyt niebezpieczne.
- DLACZEGO?!
- To ma też związek ze zniknięciem Marty. Ktoś zabija turystów. Nie tak po prostu. Sprawia, że sami sobie to robią. Nikt nie wie jak skłania tych ludzi do tego by zadawali sobie straszną śmierć. Każe im podcinać sobie żyły, podrzynać gardła. Rzucać się tam, gdzie śruby łodzi potną ich na kawałki. Wieszać na mostach – nachyliła się ku mnie – Nie ma dnia Jean, żeby kogoś nie znaleziono. Ale przecież to Wenecja, wszystko trzeba jakoś zakamuflować, ukryć!
Turyści przestraszą się i przestaną przyjeżdżać a na to miasto nie może sobie pozwolić! Marta studiowała w Stanach. Przyjechała tu do nas na wakacje. Praktycznie była niemal turystką. Mój Boże! – ukryła twarz w dłoniach, kryjąc odciśnięte tam długie dni niepewności i lęku – Mówię o niej jakby już nie żyła! Gdybyś widział tych ludzi! Kilka dni temu ktoś powiesił się przed naszym domem! Boję się, że jej już nie ma, ze to wszystko na próżno, ale gdzie w takim razie jest jej ciało?! Powiedz, zniósłbyś gdyby nagle komuś ci bliskiemu stało się coś takiego?! Czy siedziałbyś bezczynnie?! Chyba oszaleję…- rozpłakała się cicho, rozpaczliwie, tak ludzko, że niemal zapomniałem o naszej wrogości. Delikatnie dotknąłem tych rąk, kryjących świątynię cierpienia. W nagłym porywie uczuć chwyciła moje dłonie i przytuliła do mokrej od łez, rozpalonej twarzy a ja poczułem drgnienie w sercu, głupiej, naiwnej nadziei, że wreszcie wszystko się zmieni. Byłem gotów zacząć od nowa ale to nie ja byłem zatwardziały w swoich poglądach. I nie ja pierwszy się odsunąłem.