Marzenka
iorka … - głos dziewczynki łamał się, jednak starał się ciągle mówić - … byłam jeszcze bardzo mała, ale pamiętam … zawsze opowiadałaś mi różne historie … a … a ja się tak bałam tej … tej o tej starej posiadłości … tej na wzgórzu za lasem … co … co teraz jest w niej dom dla wariatów … ty powtarzałaś mi, że mieszkają tam … demony w ludzkiej skórze … a ja się tak bałam … - dziewczynka skryła twarz w dłoniach i szlochała. Od zawsze babcia była przy niej, była najbliższą jej osobą – … a za tydzień ja też wyjadę … - Marzenka starała się dalej opowiadać, choć głos jej się często łamał - … dostała stypendium … i … będę teraz mieszkała w internacie … w mieście … - zdołała się zdobyć na lekki uśmiech, chociaż zniknął on szybko z jej twarzy wywołując kolejne łkania - … ojciec powiedział, że już więcej cię nie zobaczę… że nie będę mogła cię odwiedzać … że tam gdzie będziesz nikt nie może … - dziewczyna przestała mówić, nie była już w stanie. Jedynie szlochała. * * * Po zapadnięciu zmroku z domu wyszedł mężczyzna niosąc na rękach staruszkę. Na wozie czekało już przygotowane posłanie z poduszek i koca, ułożył kobietę wygodnie i przykrył. Z domu wybiegli uradowani chłopcy, nie do końca świadomi tego co się dzieje. W progu stała Marzenka wsparta o futrynę. Płakała, kilku godzin nie mogła przestać. Mężczyzna upewnił się, że konie są dobrze zaprzężone i usiadł na miejscu woźnicy. Żona odprowadziła chłopców do łóżek i wróciła na wóz. Po drodze ucałowała w czoło płaczącą Marzenkę, sama również płakała. Usiadła koło męża i ruszyli. Dziewczynka stała w progu dopóki wóz nie zniknął za zakrętem. Kiedy już nie było widać rodziców ruszyła biegiem ich śladami. Chciała zobaczyć gdzie zawiozą babcię, żeby mogła potajemnie ją odwiedzać. Śledziła rodziców, aż do mostku, gdzie zatrzymali wóz. Marzenka obserwowała wszystko ukryta w krzakach rosnących pod wielkim drzewem na skraju lasku. Ojciec zszedł i szybkim krokiem udał się na brzeg jeziorka. Podniósł największy kamień jaki był w stanie unieść i wrócił z nim na mostek. Matka również zeszła z wozu. Spod poduszek na których leżała babcia wyjęła linę i obwiązała ją wokół kamienia. Ojciec wziął z wozu swoją matkę i podszedł z nią do barierki. Żona zawiązała pętlę na szyi staruszki. Mężczyzna niewzruszony opuści ręce. Ciało staruszki wypadło za barierkę. Lina się napięła. Usłyszeli gruchot łamanych kości. Kamień delikatnie poruszył się. Żona chciała przytulić się do męża, ciągle płakała, jednak ją odepchnął. Podniósł kamień i wyrzucił go do rzeki. Ciało i kamień wpadły do wody niemal jednocześnie, wydając jeden przeciągły dźwięk chlupnięcia. Mężczyzna wychylił się, żeby sprawdzić, czy zwłoki nie wypłynęły, ale nie było po nich śladu. Wrócił na wóz, gdzie czekała już zapłakana żona. W krzakach Marzenka z przerażeniem obserwowała rozwój wydarzeń na mostku. Wiedziała, że ojciec jest okrutny, ale nigdy nie sądziła, że aż tak. Kiedy zrzucił babcię, chciał podbiec, chciał go zabić. Nie ruszyła się jednak wiedząc, że bez mrugnięcia okiem by ją wykończył, nie miała wątpliwości po tym co zobaczyła. Kiedy wrzucił kamień i zwłoki staruszki zatonęły zapragnęła uciec jak najdalej stąd, od tego potwora. Nie mogła uwierzyć, że matka też była w to zmieszana, że pomagała. Nie była w stanie jej tego wybaczyć. Gdy rodzice wsiedli na wóz Marzenka ruszyła pędem do domu. * * * Przez cały ostatni tydzień Marzenka wydawała się mamie jakaś nieobecna. Kobieta starała się porozmawiać z córką, jednak dziewczyna unikała wszelkich kontaktów. Ojciec nie nawet tego nie zauważał, chodził rozradowany i w wolnym czasie bawił się z synami. W nocy dziewczyna się przebudziła, zdawało jej się, że słyszy jakiś hałas. Była przekonana, że ktoś jest w pokoju. Podniosła się na łóżku i rozejrzała wokoło. Chwilę wpatrywała się w ciemność,