Marzenka
c. Przez resztę dnia nie była w stanie się ruszać, leżała sparaliżowana bólem. Następnego ranka starała się kontynuować pisanie, jednak ból wciąż był zbyt silny. Patrzyła na drzwi nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Ujrzała oderwany paznokieć tkwiący w drzwiach. Wyrwała go, miała narzędzie do rycia. Używała martwego paznokcia dopóki się całkowicie nie starł i połamał, w tym czasie palec przestał boleć, pojawił się nawet zalążek nowego paznokcia. W ciągu kilku miesięcy zapisała całe drzwi tracąc przy tym paznokcie ze wszystkich palców po kilka razy. Grubas po pewnym czasie przestał przychodzić, pewnie przywieźli jakąś nową dziewczynkę, którą teraz się zaopiekował. Razem z ukończeniem opowieści zauważyła, że jej życie znowu straciło sens. Całymi dniami snuła się po celi, wyobrażała sobie, że jednak poszła do internatu i że jest teraz wielką damą. Z czasem wszystko wydawało jej się coraz bardziej realne. Zaczynała zatracać kontakt z rzeczywistością. Pewnej nocy obudził ją głos wołający jej imię. - Kto? Kto to? – szeptała dziewczynka. - To ja, babcia – z mroku wyłoniła się postać niskiej, chudej staruszki. Dziewczynka zaczęła płakać. - Przecież nie możemy się odwiedzać… - To ty Marzenko nie możesz do mnie przychodzić. Ja mogę cię odwiedzać, kiedy tylko zechcę – babcia przykucnęła przed wnuczką i objęła jej dłonie. Z zza ściany dobiegł straszny skowyt, dziewczynka odruchowo odwróciła głowę. Kiedy chciała ponownie spojrzeć na staruszkę, tej już nie było. Każdej nocy Marzenka biegała po swej celi szukając babki, krzyczała i płakała, by po chwili znów się śmiać. Staruszka jednak już więcej nie przyszła. * * * Jednej zimowej nocy ze snu wybudził ją silny uścisk na szyi. Grubas z uśmiechem spojrzał jej w oczy trzymając rękę na jej gardle. Dziewczynka na chwilę zamarła. Drugi osobnik związał jej ręce z tyłu. Wyprowadzili ją z celi. Szli przez długi korytarz, następnie po schodach w dół. Zatrzymali się dopiero w piwnicy. Grubas otworzył drzwi, zaś drugi osobnik rozwiązał jej ręce i wepchnął do pomieszczenia. Wbiegła po wilgotnej podłodze potykając się o coś. Wokoło słychać było delikatne popiskiwanie gryzoni. Usiadła na ziemi. Pomieszczenie było całkowicie ciemne, nie było okien, ani kratki w drzwiach. Kiedy oczy przyzwyczaiły jej się do mroku ujrzała, że coś leży na podłodze. Wszędzie były porozrzucane kości i ludzkie czaszki. Z przerażeniem patrzyła na swoje nowe towarzystwo, kiedy poczuła, że coś ugryzło ją w nogę wyrywając kawałek mięsa z łydki. Odwróciła się. W jej kierunku czołgała się trójka zapuszczonych, wygłodniałych mężczyzn. Jednego z nich rozpoznawała, tego, który ją nadgryzł. To był jej ojciec. Proszę o opinie i oceny. Bardzo dziękuję za zainteresowanie moją tworczością. Zapraszam do czytania moich pozostałych opowiadań.