Marzenka
się zasłonić swoją nagość. Przestraszonymi oczami patrzyła na drzwi, które się nie poruszały. Dostrzegła w nich jakieś wgłębienie wielkości pięści. Cicho, niemal bezszelestnie, podeszła bliżej, by się przyjrzeć. Zrozumiała, że jest to otwór, przez który mogą ją obserwować z zewnątrz nie otwierając drzwi. Powróciła do miejsca, w którym się ocknęła. Na ziemi leżał koc, jedyny przedmiot jaki teraz posiadała. Ułożyła się otulając nim swe ciało. Wspominała ostatnie wydarzenia jakie ją spotkały. Żyła tyle lat z człowiekiem, który okazał się potworem, to jej ojciec powinien być teraz w tej celi, nie ona. Łzy napłynęły jej do oczu, nienawidziła go, ale nadal to był jej ojciec i jakaś cząstka wciąż darzyła go niezasłużoną miłością. Zastanawiała się co będzie z jej braćmi, chociaż była pewna, że są bezpieczni. Ten potwór nigdy ich nie skrzywdzi. Starała się zasnąć, jednak rozbudzał ją każdy szmer. Była zbyt przerażona, bała się wszystkiego. W myślach zaczęła się modlić, jednak nie otwierała ust. Nie chciała się odzywać. Bała się swojego głosu, że ktoś ją usłyszy i przyjdzie ją skrzywdzić. Szczęk kluczy wyrwał ją z delikatnego snu. Usłyszała skrzypnięcie otwieranych starych drzwi. Odskoczyła w kąt swojej celi i nakryła się kocem czekając na najgorsze. Zobaczyła jedynie rękę, która postawiła przy drzwiach kubek z wodą i wrzuciła kilka kromek suchego chleba, pierwszy posiłek, jaki dostała od opuszczenia domu. Nie ruszyła się z miejsca dopóki znowu nie usłyszała klucza zamykającego drzwi. Kiedy miała pewność, że nikt niespodziewanie nie wkroczy, rzuciła się na jedzenie. Pochłaniała czerstwe pieczywo popijając je wodą, zbierała z ziemi okruszki i zlizywała je z palców. Po południu drzwi się ponownie otworzyły. Tym razem do celi wtoczył się wielki gruby mężczyzna. Trzymał w ręku wiadro wody. - Pod ścianę! – tłustym palcem wskazał miejsce pod zakratowanym okienkiem, Marzenka jednak nie zareagowała. Siedziała wciśnięta w kąt celi, zakryta kocem. - Już! Pod okno! – krzyk nie odnosił zamierzonych efektów, dziecko jedynie bardziej zakrywało się kocem. Grubas więcej już nie nalegał. Wylał lodowatą wodę na dziewczynę, która aż odskoczyła z zimna. Mężczyzna wychylił się za drzwi i odstawił puste wiadro. Wziął kolejne pełne i tym razem bez słowa wylał na Marzenkę. Spojrzał jeszcze na nagą dziewczynę ociekającą wodą w ciemnej celi, uśmiechnął się i wyszedł. Nocą, kiedy starała się zasnąć usłyszała krzyki. Zdawały się dobiegać z celi obok, ale mogło to być tylko złudzenie, echo niosące głos po starych pustych ścianach. Krzyk był przeraźliwy, dziewczynka schowała się w kącie celi obserwując otoczenie i czekając, aż wszystko znowu ucichnie. Po chwili dołączyły inne głosy, wtórując pierwszemu wyciem, bądź piszczeniem. Wszystko wokoło zdawało się szaleć. Pośród tych hałasów nawet kamienie wystające ze ścian zdawały się krzyczeć. Z daleka dobiegał również znajomy śmiech, ten, który słyszała w lesie zanim ją tu przywieźli. Początkowo był bardzo daleko, ale cały czas się zbliżał. Marzenka już wiedziała, że oprawca znowu po nią idzie. Siedziała skulona pod ścianą cicho łkając i obserwując drzwi. Kiedy klucz wsunął się w drzwi zamarła. Miała nadzieję, że jej się wydaje, że to tylko zły sen. Drzwi jednak się otworzyły, serce dziewczynki przestało bić. Stanął przed nią znajomy grubas. - Będziesz grzeczna kochanie? Czy mam znowu cię kopnąć? – zaśmiał się potwornie. Marzenka nie miała gdzie uciekać, starała się z całych sił wcisnąć w ścianę, ale silna ręka złapała ją za kostkę i wyciągnęła na podłodze. Grubas najpierw przykucnął, następnie położył się z ciężkim sapaniem na dziewczynce. Ściągnął swoje spodnie i rozłożył nogi swojej ofiary. Nie miała jak się bronić, ręce przyciskał jej do podłogi, nogi przytrzymywał swoimi. Zaczęła płakać, głośno wyć, ale to nie pomagało, jej głos niknął wśród hałasów domu. Grubas nadal ją gwałcił pocąc się i sapiąc. Nie widząc inne szansy na ratunek dziewczynka zacisnęła z całych sił zęby