„Marzenia, wolność i miłość, Proza życia wymieszana z wierszem” cz.2
II.
Dom, swój kąt, własne mieszkanie. Niezależność bez marudzenia mamy i taty. To dopiero wyzwanie. Wystarczy tylko usiąść na czerwone krzesełko w przytulnym oddziale i już. Masz co chciałeś. Kredyt wygodny do spłaty, na trzysta sześćdziesiąt dwie raty. Jak wyjdziesz z długu zostajesz dziadkiem. Sprzedajesz mieszkanie i wyjeżdżasz na zasłużone wczasy. Nie musi tak być. Ja tylko straszę. Można kupić mieszkanie ze spadku, lub mieć dobrze dochodową pracę. To nie komedia romantyczna, takie jest życie. Ja byłem wstanie polubić prawie każdą swoją pracę.
Szefa też, choć z tym to było czasami ciężko. Jak już naprawdę miałem dosyć wszystkiego, napisałem szefowi podanie o urlop:
Podanie o urlop
Panie prezesie, nie wiem gdzie jestem,
Chyba choruję jak jakieś zwierzę.
Potrzebne jest mi trochę czasu,
By szybko wyjść z tego impasu.
Żona mi mówi coś o wakacjach,
To nie jest dobra z nią moja relacja.
Prace się skończy jakoś na wiosnę,
Klej szybko wiąże, budowa rośnie.
Tak z poważaniem, za moją prośbę,
Z góry Dziękuję, będzie radośnie.
Czy szef się pocieszył? Oczywiście, wiersz się podobał, a ja szukałem nowej pracy. Nie było w tej chwili radośnie. Choć miło wspominam współpracę. Napisałem o tym wiersz, on wam wytłumaczy:
Wypłata
Rzekł pewien człowiek – Jestem za drogi!
A oni za to urąbali mu nogi.
Następnie woła – Jestem pazerny!
A oni wrzucili go do cysterny.
On nie był dłużny – Gdzie jest wypłata?
A oni – Jak będzie cukrowa wata.
Trud ten daremny przez życie toczy,
A oni mu tylko mydlą oczy.
Nie jestem skąpy, podzielę się przecież.
Wyprawię córkom piękne wesele.
Żona jest młoda, córki nie stare,
Kupimy sobie jakąś landarę.
Będziemy żyli długo, szczęśliwie,