Łzy Anioła
Nie ma nic gorszego niż samotność? Nie, wcale nie. Tylko ona daje spokój, błogi sen. Nikt nie rozszarpie ci serca ani nie wleje w nie cierpienia jeśli będziesz je chronić przed ludźmi. To oni są siłą niszczącą. Dla jednej chwili zabawy potrafią zniszczyć komuś życie, zabić miłość. Ale co mnie to obchodzi przecież ja nie czuję tego bólu, ja jestem kimś, a on nie- tak myśli każdy z was. Spójrzcie tylko do czego to prowadzi. Okazuje się, że świat wspólnych wartości świata zmierza do klęski. Moje najmłodsze lata kiedy wychowywałam się z dala od miasta wspominam najlepiej. Wszystko się skończyło gdy musiałam pójść do szkoły, a wtedy mój sen się skończył. Nauczono mnie samotności, w mojej wyobraźni wytworzył się obraz świata idealnego, myślałam, że wszyscy ludzie są tacy mili i dobrzy jak moja rodzina. Nie, nie głupie marzenia, w zetknięciu z rzeczywistością ranią bezlitośnie. Jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie często jak wygląda ten wielki świat poza tym małym domkiem, tam za lasami i polami. Zastanawiałam się czy ktoś tam na mnie czeka. Gdy babcia czytała mi bajki moja fantazja unosiła mnie wysoko, wysoko nad ziemię. Wyobraźnia to wspaniała rzecz. W niej można byćtym kim się zechce, ale gdy świat z naszej wyobraźni znacznie różni się od tego prawdziwegoświata, w sercu rodzi się wielki żal i pustka życia pozbawionego marzeń. Teraz wiem dlaczego rodzice tak rzadko zabierali mnie ze sobą do miasta, jestem im nawet za to wdzięczna, na pewno chcieli mnie chronić przed czyhającym złem na zewnątrz. Były takie momenty w życiu kiedy chciałam się zaszyć w moim małym pokoiku na zawsze, odizolować się od tego ohydnego zła. Brzydzę się nim. Kiedy pierwszy raz miałam iść do szkoły cieszyłam się jak szalona, wierzyłam, że za tym lasem spotkam wielu ludzi, którzy mnie naprawdę polubią za to kim jestem, a nie za to jaka jestem. Dziś chciałabym przekląć dzień w którym zetknęłam się z brudną rzeczywistością. To w tym właśnie dniu zaczęły się schody mojego życia. Tak bardzo chciałabym was nigdy nie poznać i nadal ślepo wierzyć, że nosicie w sobie miłość, choćby tąmaleńką na dnie serca. Doświadczenia życiowe wyryły na mojej duszy ślady strachu, bezradności. Czułam się małym ziarenkiem maku, nieważnym, nic nie znaczącym, błahym, takim, które każdy może bezkarnie zdeptać jak robaka. Tacy czasem jesteśmy wobec wielkiego świata, bezsilni. Nawet w dorosłym życiu chciałam pozostać jedynie z moimi lalkami, które mnie wychowały. One przynajmniej nie raniły, nie spiskowały, nie plotkowały, one po prostu były zawsze przy mnie gdy tylko ich potrzebowałam. Dlaczego wy, ludzie tak nie potraficie? Gdy tylko spotkałam się z rówieśnikami już była wyśmiewana moja osobowość, moje życie było bezczeszczone przez innych, podawane w śmiechu między ludźmi jak zwykła dmuchana piłka. Moje dzieciństwo przywołuje bolesne wspomnienia. Gdy zamykałam oczy widziałam tylko śmiech dzieci z mojej klasy, wytykanie palcami, a ja tylko w żalu zastanawiałam się co ze mną jest nie tak, dlaczego wszyscy mnie nienawidzą. Przecież nie zrobiłam nic złego, nikomu nie szkodziłam, a jednak cierpię, bo życie jest niesprawiedliwe. Nie każdy wie jak to jest być pośmiewiskiem szkoły, witać przechodzące ironiczne uśmiechy każdego dnia, wysłuchiwać obelg i wyzwisk. Co było przyczyną mojej klęski? Myślę, że w przeciwieństwie do innych byłam za dobra kiedy wszyscy wokół byli źli, nie reagowałam w ogóle na zaczepki innych i dlatego uznali, że najłatwiej to właśnie mnie będzie zniszczyć. On jest dobry, trzeba go się pozbyć, to nie świat dla takich- taką zasadą się kierujecie w życiu. Zastąpcie ją może mottem: on jest człowiekiem, należy go pokochać. Tak niewiele trzeba by stać się lepszym. Do domu przychodziłam wiecznie smutna i zapłakana, nie miałam odwagi wyżalić się rodzicom. Wiedziałam, że w ogóle nie obchodzi ich moje życie, nie byłam z nimi tak blisko, a czasami brakowało mi tego. Jedyne co mogę miło wspomnieć z dzieciństwa to to, że poznałam wtedy moją przyjaciółkę Dagmarę. Była taką słodką, filigranową blondynką jako mała dziewczynka. Jej długie warkocze zawiązywane czerwonymi wstążkami i niezwykłe piegi były rozpoznawalne wszędzie. Tak ją zapamiętałam i w dorosłym życiu również się przyjaźniłyśmy. Myślę, że to dzięki niej nie popełniłam samobójstwa. Ona dawała mi nadzieje, że wszystko się jeszcze zmieni, że będzie dobrze, ale każda nadzieja to kłamstwo. Jestem jej wdzięczna, bo zawsze myślałam, że na całym świecie nie ma osoby, która ma w sercu choć promyk dobroci. W złymświecie, gdzie ludzie natury egoistycznej rodzą się by służyć wyłącznie sobie, nie widziałam nadziei. Przestałam wierzyć, że ktokolwiek liczy się z innymi jak z bliźnimi, jak z braćmi i siostrami. Ona w tak pięknym stylu łamała ten mój stereotyp, że ludzie są okrutni. Ona wśród nich wydawała się być aniołem. Dla mnie był to szok gdy pojawiał się człowiek i stawiał cudze dobro nad swoje. To dzięki takim ludziom świat staje się inny, staje się lepszy. Cóż może jednak zmienić w świecie jedna mała, marna osoba z iskrą dobra w sercu kiedy wokół szerzy się lawina zła, szarej rzeczywistości. Nie chcę jednak opowiadać o swoim dzieciństwie, każde wspomnienie z niego zadaje głębokie rany i wyciska boleśnie łzy. Cieszę się, że szybko minęło. Czułam jednak, że ludzie zabili cząstkę mnie. Zabili moją duszę. Ona już nie żyła ugodzona mieczem cierpienia. Polała się krew niechcianych wspomnień i zatrzymał oddech strach. Miałam czasami dziwne uczucie, że tak naprawdę nie żyję, że serce skamieniało złem, że zamarza w kryształ każda kolejna łza. W szklanych oczach wciąż tkwił obraz ludzkiego okrucieństwa. Nie można nazwać życiem ciała bez duszy, bo moje ciało błąkało się już potem po świecie jakby uwolnione, bez uczuć, bez myśli, których mnie pozbyto. Nie obchodziło mnie już nic, uważałam,że już przegrałam życie, bo nie potrafię nad nim zapanować, nie umiem wziąć je w swoje bezsilne, zimne dłonie i nakierować je do jakiegokolwiek celu. Mogłam przecież mieć normalneżycie, bez łez kapiących ze zranionego serca. Mimo tego, że często słyszałam jego bibie często wywołane lękiem to umarło za życia zabite przez nienawiść. Mogłam iść przecież śmiało z podniesioną głową, a zawsze była zwieszona, przygnieciona strachem i lękiem. Złe wspomnienia potrafią bezlitośnie zamordować duszę. Wyrządzone krzywdy i towarzyszący im ból zawsze pozostaje na dnie serca ludzkiego choć czasami się wydaje, że są dawno wyrzucone. Pamiętam, miałam tysiące marzeń, uciekałam do nich co noc. Wierzyłam, że choć jedno sięspełni, ale okrucieństwo świata na to nie pozwoliło, w zamian dostałam tylko łzy i wyrządzone zło. Mogłam być przecież człowiekiem, a nie zamkniętą w sobie tajemnicą. Niestety z wiekiem strach przed nienawiścią ludzka nasilał się, a czas stawał się raną odkrytą zamiast leczyć te rany. Nie każdy potrafi normalnie żyć kiedy ktoś mu zniszczy doszczętnie życie niczym budowlębudowaną w pocie czoła od lat. Mimo wszystko wierzyłam, że uda mi się ułożyć mój zburzonyświat z pozostałych szczątek zabitej nadziei, ale strach przed ludźmi wciąż we mnie tkwiłgłęboko. Nie wierzyłam już wam, pozostała mi jedynie wiara w Boga. Często patrząc w księżyc modliłam się do Niego i błagałam o lepszy los, ale moje prośby były jakby znikome, do niczego, beznadziejne słowa rzucane na wiatr. Miałam wrażenie, że on mnie wcale nie słyszy, a przecieżpozostał mi tylko On, darzyłam Go tak wielkim zaufaniem. Nigdy jednak nie zwątpiłam w Jego istnienie ani w Jego wielkość, miałam wciąż nadzieję, że jest tuż obok mnie. Potem zaczęłam rozumieć, że moje życie to kara, kara za to, że w was zwątpiłam, ale przecież słusznie. Były kiedyś w mym życiu marzenia i życiowy cel, zniknęły tak szybko zabite słowem ludzkim. Miałam kiedyś nadzieję, wiarę co dawała sens, czas tak okrutnie wszystko zmienił porzucając marzenia daleko w czarną otchłań rozpaczy. Miłości nie było nigdy, na zawsze pozostała czymśnieznanym, a świat bez niej stawał się taki pusty i bezwartościowy, a każdy człowiek niekochany nie boi się głośno powiedzieć, że jest samotny. Byłam samotna.