Łzy Anioła cz. II
est coraz gorzej. Moje głupie, żałosne życie, nie chcę go!- Przestań gadać głupoty, twoje policzki są coraz bardziej mokre, a twoje życie bardzo wartościowe. Kiedyś sama się o tym przekonasz. Dość tego użalania się, idź na świeże powietrze, a ja przyniosę ci chusteczki.Dagmara była taka kochana, była dla mnie niemalże siostrą. Otarłam łzy i ze zwieszoną głową jak na skazanie wyszłam ze szkoły tylnymi drzwiami i usiadłam na schodach. Wyglądałam jak małe dziecko, które zobaczyło przeraźliwego ducha. Pogoda była piękna. Słońce mocno świeciło tworząc białą plamę na błękitnym niebie. Wokół było zielono, a lekki wiatr kołysał konarami drzew. Długa, nieskoszona trawa falowała rozkosznie. Taką pogodę właśnie uwielbiałam. Nie znosiłam nigdy zimy. Wzięłam głęboki oddech i poczuła jak do serca puka cieplutki wiatr, a zielone dywany ścielą drogę ku szczęściu. Jednak wciąż po policzku płynęła łza jakby nie chciała się odczepić od rozpalonego wstydem rumieńca. Gdy zimą umierał świat, ja żyłam ostatkami tchu, a w tej chwili gdy świat budził się do życia, ja umierałam. Trudno cieszyć się pogodą gdy rozpacz i udręka rozdziera duszę. Naprawdę długo czekałam na tę wiosnę choć ona na mnie nie. Chciałam bardzo ze słońcem dzielić radosne dni, ale nie mogłam, bo mnie już tak naprawdę nie było. Znów pogrążyłam się w swoich beznadziejnych marzeniach. Usłyszałam nagle, że ktoś się zbliża i poczułam czyjąś bliskość. Ktoś usiadł obok mnie na cementowym schodku, to był Gabriel. Nagle przywiał ze sobą chęć do życia. Zaskakujące były jego słowa:- Nie becz, twoje łzy mnie ranią.- Niby czemu? Myślałam, że cieszą.- Naprawdę nie masz lepszych powodów do zamartwiania się?- A ty co, przyszedłeś mnie dobić? - Spojrzałam na niego tajemniczo trochę ukradkiem.- Nie, raczej pocieszyć.- Coś ci nie wychodzi.- Nie przejmuj się Marcinem, on już taki jest. Myśli, że jak komuś dokuczy to poczuje się lepiej.- Po co to robi? To mu na pewno nie pomoże.- Wzruszyłam ramionami. Gabriel wziął głęboki oddech jakby chciał się przygotować na dłuższy monolog:- Musisz go zrozumieć. Mi też ciężko jest znosić jego humory, ale mimo wszystko wspieram go. Niedawno umarł jego ojciec. Byli chyba bardzo zżyci. Jego matka choruje na raka z tego co wiem. Nie podoba mu się to, że musi się nią zajmować. Myślę, że wciąż ma do niej żal, że kiedyś zdradzała jego ojca, ale tego się już dowiedziałem przypadkowo. Nie mów nikomu, że ci opowiedziałem.- Dzięki za zaufanie. Przynajmniej wiem o co chodzi, ale to go nie usprawiedliwia.- Wiem, naprawdę. Pomyślałem, że ci to pomoże, ta myśl, że on ma gorzej.- Po tych słowach Gabriel otarł swoją delikatną dłonią wielką łzę spływającą z mojego policzka, a potem zniknął niczym duch odchodząc gdzieś w dal znikając za bramką, którą ogrodzona była szkoła. Zastanawiałam się jak można się pocieszać tym, że ktoś ma gorzej. To przecież niedorzeczne. Cierpień ludzkich nie można przecież porównywać, każde bardzo boli, każdy ma inną psychikę, każdy inaczej dźwiga ciężar na ramionach kładziony przez Pana. Jeden będzie mężnie go niósł z wielką siłą i wytrwałością, drugi będzie upadał wiele razy, ale nie podda się, a inny zrzuci z siebie ten ciężar i będzie wolał umrzeć. Naszły mnie wtedy tego typu refleksje. Dobrze, że akurat wtedy przyszła do mnie Dagmara z wielkim pudełkiem chusteczek i przytuliła mnie mocno. Jakże mi tego brakowało przez te lata, tej bliskości drugiego człowieka, czułości. Ona znaczy naprawdę wiele. Nie rozumiem tylko dlaczego najpierw trzeba wycierpieć aby jej doświadczyć. Gdy wróciłam do domu, znów zastałam tylko pustkę. Nie było w nim nikogo, jedynie głucha, dobijająca cisza i smak samotności. Samotność to przecież moje życie. Poszłam do pokoju i poświęciłam się temu, co uważałam w życiu za najważniejsze, za naukę. Myliłam się, bo oczywiście jest ona ważna, ale nie najważniejsza. Doskonali jedynie umysł, ale nie duszę ani zranione serce. Gdyby w szkole uczyli jak by