Love in the saddle 9
Dlaczego powiedział, że dziwnie się czuje?
Czyżby nie posmakowało mu jedzenie?
-Jak to się dziwnie czujesz- odparłam zdziwiona jego pytaniem i spojrzałam na niego.- Czy to przez moją osobę?-zapytałam go.
-Wcale nie przez ciebie, aniołku- powiedział czule, unosząc nasze złączone dłonie i całuje. W moim brzuchu obudziła się chmara motyli, a ciał płonęło żywym ogniem.- Po prostu od zeszłej doby, nie mogę przestać o tobie myśleć.-dodał i uśmiechnął się do mnie łobuzersko i na dodatek mrugnął do mnie.- A ja zaczerwieniłam się po same cebulki włosów, a to co wyznał. Zatkało mnie.- O mamuniu. I pomyśleć, że ja również nie mogłam o nim przestać intensywnie myśleć od zeszłej nocy.-pomyślałam szybko.
-Słucham?- zapytałam totalnie osłupiała.
- To prawda, aniołku- rzekł z promiennym uśmiechem na twarzy.- Nie chcę cię okłamywać, bo bardzo chciałbym abyśmy oboje stworzyli prawdziwy normalny związek- powiedział bez tchu.
James chce, bym była jego dziewczyną? No tego się nie spodziewam? Zaskoczył mnie?
Wpatrywałam się w niego zszokowana. Ale też, pełna nadziei, że naprawdę chcę tego samego , co on. Chce prawdziwiej szczerej, namiętnej miłości. Z nim. A nie głupiego zauroczenia. Czy też toksycznego związku. Choć w głębi duszy wiem , że James bym mnie nie skrzywdził. Jest prawdziwym dżentelmenem, jest opiekuńczy i troskliwy.
- James, nie zrozum mnie źle, ale czy to nie za wcześnie...-urwałam patrząc w jego zielone spokojne oczy.- To zbyt szybko, ja tak naprawdę cię nie znam- szepnęłam nerwowo, czułam jak moje oczy wilgotnieją. Wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku i pobiegłam do samochodu.- Tak to była bolesna prawda. Znaliśmy się raptem od kilku godzin.- Oparłam się o drzwi samochodu. Próbowałam to sobie wszystko poukładać w głowie.
- Inez poczekaj-krzyknął za mną i ruszył do miejsca, w którym stałam.- Wysłuchaj mnie Inez, proszę- szepnął w moje włosy, gdy nie świadomie położyłam mu głowę na ramieniu i objął mnie w talii.- Stał tak blisko, że mogłam wdychać jego cudny męski zapach z nutką perfum, chyba piekielnie drogich.
- Dobrze, wysłucham cię- mruknęłam jak kotka i pocałowałam go w policzek.
- Dziękuję- odrzekł miękko, całując mnie w czoło.- Naprawdę mi na tobie zależy. Nigdy na nikim mi tak nie zależało. Chciałbym cię lepiej poznać i spędzić jak najwięcej czasu z Tobą. Owszem ja też nie chcę się spieszyć- dodał i spojrzał na mnie i jeszcze mocniej mnie przytulił do siebie.
Jejku , to jego wyznanie uczuć do mnie, jest takie prawdziwe i szczere. Ale do końca mu nie wierzyłam. Dopiero teraz, dotarło do mnie, że ja zaczynam się w nim powoli zakochiwać, a on chce odwzajemnić moje uczucia do niego i że mogłabym go pokochać, bez względu na jego przeszłość i wiedziałam też, że on bym moją przeszłość również zaakceptował.
Odwróciłam się do niego twarzą i spojrzałam prosto w piękne zielone oczy i powiedziałam.
- Czy wszystko zaplanowałeś, ten lunch też był zaplanowany, by tylko mnie zauroczyć , a potem byś mnie wykorzystał i zostawił, panie Ray-odpysknęłam wściekła. – Nie jestem zabawką, ani jakąś tam transakcją-dodałam gniewnie.
- Ależ skąd- usprawiedliwił się James.- Źle zrozumiałaś to co powiedziałem-dodał, patrząc mi spokojnie w oczy. Więc mi wyjaśnij.- pomyślałam. Mierzyliśmy się wzrokiem , przez dobre parę minut. Nagle Jay objął swoimi rękoma moją twarzy i sekundę później, poczułam jak jego wargi dotykają moich. To był bardzo namiętny, lecz delikatny pocałunek . Przyciągnęłam jego głowę , by pogłębić pocałunek.
- Teraz mi wierzysz, że nie jesteś żadną głupią transakcją, którą planowałem kupić, bo miłości nie można kupić.- szepnął w moje usta, gdy przerwał pocałunek.- Szaleję za tobą aniołku. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia.- dodał bez tchu, nadal wpatrując się we mnie, gdy po długim pocałunku, wracam na ziemię.
- Tak, wierzę ci- powiedziałam cicho, bo bałam się mówić głośniej.- Też chcę byś wiedział, że ja również za Tobą szaleje, ptaszyno- odszepnęłam Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami , w których widziałam: szok, ulgę, radość i przede wszystkim miłość do mnie.- Teraz to ja go pocałowałam. Gdy oderwaliśmy się od siebie, obojgu nam brakowało tchu.