Lalki cz. II
- Niedługo się z nimi spotkasz - dodał Bruno, wymachując rękami. Pochylił się nad Kasperem, zaglądając mu w oczy. - Mówiłem, że nie będzie bolało. Chyba. Być może się myliłem - przyznał i puścił się pędem przez ulicę.
- Co to, do cholery miało być?! Bruno! Na miłość boską, co ty wyrabiasz, dziecko?!
Chłopiec spojrzał na rozwścieczonego ojca, splatając ze sobą dłonie. Nie rozumiał, o co było tyle krzyku. Nie zrobił niczego złego, ale najwidoczniej, jego rodziciel myślał zupełnie inaczej.
- Wyjaśnij mi to natychmiast! Bruno, mówię do ciebie!
- O co chodzi?
- O co mi chodzi? Pytasz się, o co mi chodzi? Jesteś nieobliczalny! - wrzasnął, po czym przysiadł na kanapie obok syna, podpierając głowę na rękach. - Co takiego zrobiłem? Jak ja cię wychowuję?
- Jesteś dobrym tatą.
- Naprawdę? To wyjaśnij mi w tej chwili, coś ty zrobił! Kim ty, u licha jesteś?
- Jestem twoim synem - odparł spokojnie.
- Masz rację. Dlatego zrobię to, co uznam za najsłuszniejsze dla ciebie.
- Moje lalki prosiły o towarzystwo. Musiałem to zrobić.
W całym domu rozległ się głuchy dźwięk dzwonka. Mężczyzna podszedł do drzwi, spoglądając przez wizjer. Powziął głęboki wdech i nacisnął klamkę.
- Pan jest ojcem Bruna?
- Tak, proszę wejść.
- Nie ma takiej potrzeby. To zajmie tylko chwilę. Mam nadzieję, że Bruno jest już gotowy.
- O to proszę się nie martwić - powiedział, spoglądając w bok. Siedzący nieopodal chłopiec zakrywał twarz dłońmi.
IV
Przebudził się gwałtownie, nabierając powietrza do płuc. Podniósł powieki dostrzegając jedynie ciemność. Przytłumione światło, które paliło się za oknem, gdy kładł się do łóżka, również zgasło. Noc była głęboka. Wstał ociężale, uważnie stawiając kroki. Potknął się o coś ostrego i upadł na podłogę, jęcząc z bólu. Zaklął siarczyście uderzając otwartą dłonią w nogę. Po kilku nieznośnie długich minutach, podźwignął się do góry, przytrzymując się ściany. Charcząc niczym wiekowy parowiec, doszedł do drzwi, ręką wynajdując klamkę, po czym ją nacisnął. Drzwi stanęły przed nim otworem, zwodząc widokiem, który mógł śmiało podziwiać. Jasne światła wirowały naokoło w rytm znanej mu melodii. Uśmiechnął się do siebie, przekraczając próg. Nie minęła jednak chwila, a ktoś pochwycił go boleśnie za ramiona, wpychając z powrotem do zimnego, ciemnego pomieszczenia. Zaczął się szarpać, ale nie przynosiło to żadnego efektu. Znów pogrążył się w śnie, od którego nie mógł się uwolnić.