Lalki cz. II
- Słucham?
- Proszę nie próbować ratować własnej skóry. To się nie uda - oznajmił na wstępie, chcąc rozwiać jakiekolwiek wątpliwości. - Jeśli mi pani pomoże to obiecuję i przysięgam na życie mojego ukochanego tatusia, że nic się pani nie stanie. Inaczej... - sięgnął po widelec i obejrzał go uważnie, po czym z szerokim uśmiechem na twarzy wycelował nim w kobietę. - Inaczej może się pani stać główną postacią jutrzejszych wydań wszystkich gazet.
- Czego pan ode mnie chce? - zapytała niepewnie, robiąc krok w tył. Strach, który zwykle czaił się w jej oczach, przybrał teraz realną formę przerażenia wyrysowanego na twarzy.
- Powiedzmy, że... Przyjdzie tu pani w nocy i pomoże mi stąd odejść. Niech się pani nie martwi, będę wiedział, czy cokolwiek, komukolwiek pani powiedziała. Nie byłbym wtedy zadowolony, a wręcz przeciwnie... wkurzony.
- Czy mogę już wyjść?
- Tak, niech pani idzie. Szerokiej drogi i krótkiej ścieżki - rzekł, odkładając widelec. Kobieta wyszła pospiesznie z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Już niedługo się zobaczymy, tato.
Zerknął na przyniesione dla niego jedzenie i skrzywił się z obrzydzeniem, zaciskając usta. Nie znosił ryb, a wręcz ich nienawidził.
Nie zmrużył oka ani na chwilę. Oczekując w milczeniu wizyty nocnego gościa, liczył w myślach od tyłu gubiąc się między liczbą tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt cztery, a tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt dwa.
Kiedy usłyszał szczęk puszczającego zamka, zerwał się z posłania, stając w gotowości.
- Jest pani grzeczna. Nikomu nic pani nie powiedziała - odezwał się, spoglądając na kobietę stojącą w progu.
- Proszę iść za mną.
W korytarzu paliły się tylko nieliczne lampy. Bruno oglądał się naokoło w napięciu. Zaczęło dochodzić do niego, iż od wolności dzieliło go coraz mniej kroków.
- Proszę uważać - usłyszał głos kobiety. Spojrzał na nią niezrozumiale.
- Na co?
Niespodziewanie poczuł przejmujący ból z tyłu głowy. Krzyknął, podnosząc ręce. W jego oczach pojawiły się piekące łzy, gdy runął w dół. Krzyknął po raz drugi.
- Mówiłam, aby pan uważał.
Nie mógł pojąć, jak mógł być aż tak naiwny.