Lalki cz. II
III
Przystanął nad brzegiem jeziora patrząc na jego gładką i spokojną powierzchnię. Wokół, zielone korony drzew kołysały się lekko na boki. Nagle zerwał się porywisty wiatr. Chłopiec obejrzał się na stojącego przy aucie ojca, po czym znów wpatrzył się w lustro jeziora. Tym razem jego wody były wzburzone. Gdzieś z oddali doszedł go przytłumiony krzyk. Zmrużył oczy, zerkając w niebo. Białe mewy wzbiły się wysoko, wypatrując z wysokości pożywienia. Tuż obok pojawił się jego ojciec. Spojrzał na syna z uśmiechem, chowając do kieszeni telefon. - Całkiem tu ładnie, prawda? - zapytał. - Tak. - Myślę, że często będziemy tu przyjeżdżać. - Tam chyba ktoś utonął - oznajmił Bruno, wyciągając rękę. Mężczyzna skierował wzrok przed siebie, marszcząc brwi. Chwilę później zawyły syreny.
Zabarwiona na czerwono woda spłynęła z głuchym pluskiem. Bruno jeszcze przez chwilę przyglądał się swoim dłoniom, po czym spojrzał w lustro. W pierwszej chwili nie rozpoznał stojącej nieopodal postaci. Kiedy jednak zdał sobie sprawę z tego, kim była, zeskoczył ze stołka i ruszył w jej kierunku.
- Nienawidzę cię, mamo - powiedział na głos to, co powtarzał w myślach od bardzo długiego czasu.
Kobieta ubrana w białą, zwiewną sukienkę nie zważyła na jego słowa. Cofnęła się w stronę schodów i zbiegła po nich, znikając chłopcu z oczu.
Bruno zagryzł boleśnie wargi. Z pokoju obok dobiegł go głos ojca. Bez zastanowienia pchnął uchylone drzwi, wkraczając do środka.
- Mówiłem, że nie chcę rozmawiać o mamie - rzekł dobitnie.
- To prawda, ale nie wiem, dlaczego teraz do tego wracasz - odparł jego rodziciel z wyrazem dezorientacji na twarzy.
- Przecież mama tu jest! Jak ją sprowadziłeś?
- Bruno... O czym ty mówisz?
- Bardzo dobrze wiesz. Nie musisz udawać, mnie nie nabierzesz. Nie jestem głupi ani ślepy.
- Co miałeś na myśli mówiąc, że jest tutaj mama?
- Nie jesteś idiotą, tato. Nie muszę tego tłumaczyć, ale nie chcę jej widywać. Każ jej się wynieść! Przecież umarła - dodał z zimnym uśmiechem, wychodząc z pokoju.
Bruno obserwował z okna chłopca po drugiej stronie ulicy, który żałośnie odbijał piłkę, po czym i on wyszedł na zewnątrz, przechodząc pospiesznie przez ulicę. Gdy znalazł się nieopodal swojego sąsiada, na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Włożył rękę do kieszeni spodni, odnajdując w niej poszukiwany przedmiot.
- Mogę z tobą zagrać? - zapytał. Chłopiec skinął głową, podając mu piłkę. - Jak się nazywasz?