Kret

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? -2

Kobieta stała przed oknem balkonowym.

– Mój biedny ogród.

Czuła się bezsilna i wściekła. Walka trwała już szereg lat.

– Skurczysyn, niech no się tylko pojawi – warczała często.

Nie była pewna, czy to wciąż ten sam, czy już inny. Nie wpadła, żeby sprawdzić w internecie, jak długo żyją krety.

Wnuczek pociągnął za jej spódnicę, ale nie zwróciła na niego uwagi.

– Babciu, plose, pić.

Dalej mówiła do siebie.

– Ta gnida zwyczajnie robi sobie ze mnie jaja.

– Babciu, babciu!

– Co?

– Plose, pić.

– Niech ci matka da.

Chłopczyk z traktorkiem w rączce pobiegł do pokoju pukać paluszkiem mamę, a babcia dalej wyobrażała sobie szkodnika, jak siedzi w norze pod ziemią i śmieje z niej, zajadając tłustą dżdżownicę.

Nakręcała się coraz bardziej.

– Zabiję.

Miała ochotę znowu wyjść do ogrodu, mimo że dopiero tam była. Złamany trzonek od łopaty wciskała w świeże kopce, próbując je udrożnić, żeby chociaż przeciągów śmierdzielowi narobić.

Wydawało jej się, że wiedziała, czego krety nie lubią, ale bezskutecznie próbowała już wszystkiego.

Puszki po piwie na drutach pobrzękiwały na wietrze. Ale kret, oprócz tego, że ślepy, najwidoczniej był przygłuchy, bo nic sobie z tego nie robił.

Specjalne odstraszacze dźwiękowe tylko go ciekawiły, bo wylazł z ziemi tuż obok jednego. Sprawdzić pewnie, co tak popiskuje.

Trutki nie działały. Trzymał się od nich z daleka albo ćpał to i śmigał tunelami, jak Indiana Jones. Podobnie było pewnie z gazem, którym go traktowała.

Zalanie wodą też nic nie dało. Woda ze szlauchu wetkniętego głęboko w kopiec wsiąkała od razu w żyzną glebę nie wyrządzając żadnych szkód.

Jeśli już coś działało, to na krótko. Kret znikał na chwilę, po czym wracał i robił swoje.

Najspokojniej było latem, bo dzieciaki dużo biegały po ogrodzie. Najgorzej wiosną. I właśnie pojawiły się pierwsze pąki na drzewach. A na ziemi taka ilość kopców, że szlag kobietę trafiał.

– Mogłam głębiej wepchnąć kij.

Odchodząc od okna, trąciła córkę przysadzistym zadem.

– Mamo, nie mogłaś dać małemu pić, jak prosił?

– A co, nie masz rąk? Co ja, opiekunka?

Prychnęła i poszła do ogrodu. Wzięła trzonek i zaczęła drążyć w kopcach.

– Mamo, jedziemy już! – zawołała córka z okna.

Gospodyni nie słuchała.

– Masz, gnoju, obyś się przeziębił i zdechł – gderała pod nosem i wpychała kij głęboko kręcąc nim, jak korbą.

Kiedy wróciła do domu, zapytała męża.

– Już pojechali?

– A co mieli robić?

– Myślałam, że jeszcze posiedzą. – Umyła ręce w kuchni. – Coś musimy wymyślić na tego kreta.

Mężczyzna przewrócił oczami.

– Co wymyślić? Za kim będziesz latać, jak go nie będzie?

– Mm, mm, idiota. Poszukaj lepiej w internecie, jak go ukatrupić – powiedziała.

– Daj mi spokój, niczego nie będę szukał.

– Musisz być takim chamem nieużytym? Możesz coś zrobić?

– Głupia babo, ile jeszcze pieniędzy mam wydać?

Prychnęła na starego i poszła do pokoju, zadzwonić do córki.

 


– Przyjedźcie jutro na obiad, zrobię gołąbki.

– Nie wiem, mamo, mam dużo pracy i muszę małego szybko położyć, bo w poniedziałek do przedszkola.

– Mój wnusio. Przyjedźcie, nie będziesz musiała robić obiadu, odejdzie ci roboty.

– Dobrze, zobaczę jeszcze. Może zrobimy frytki? Maciuś bardzo lubi.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04