Krag Nucejańczyk - Narodziny Bohatera
etrzu, wykonał przed pomnikiem głęboki ukłon i wybiegł ze świątyni. Zwykle po kilkuset metrach sprintu dostawał potwornej zadyszki, ale teraz czuł, że mógłby biec i biec. Gdy podszedł pod bramę, ujrzał poorane i pokłute ciało swego ojca. Klęknął nad nim, wzniósł ręce w górę i wrzasnął: - Przysięgam pomstę na tym, kto tego dokonał!! Następnie powstał i ruszył śladem końskich kopyt. Trop prowadził na północ. Wiejący wiatr zatarł część tropów, lecz nie tyle, by Krag nie mógł za nimi podążać. Wieczorem ujrzał na horyzoncie ogromny ziggurat. Pod nim kłębiły się tysiące ludzi. Gdy podszedł bliżej, zobaczył, że byli to niewolnicy. Przeważały kobiety i dzieci. Wciągali na górę olbrzymie, kwadratowe głazy, a uzbrojeni w bicze żołnierze poganiali ich niczym bydło. Krag powoli przemykał pomiędzy niewielkimi skałkami. Piramida mierzyła kilkadziesiąt metrów wysokości, a na górę prowadziły setki kamiennych schodów. Na dole widać było niewielkie, kamienne drzwi i to właśnie nimi Nucejańczyk postanowił wejść do środka. Ruszył biegiem w ich stronę. Przebił na wylot stojącego w pobliżu strażnika, a ciało wrzucił w ruchome piaski, które natychmiast pochłonęły zwłoki. Kopniakiem otworzył drzwi. - Co do pioruna! - wrzasnął jeden z czterech wojowników jedzących kolację przy drewnianym stole - ktoś ty?! - Twój kat!! - krzyknął Krag i jednym ciosem pozbawił go głowy. Pozostali trzej wycofali się i z przerażeniem obserwowali, jak tajemniczy napastnik unosi w górę bezgłowe ciało i ciska je na nich. Dwaj padli, jeden uskoczył. Wyciągnął włócznię i natarł. Krag odbił ją i pięścią rozkwasił oponentowi nos. Twarz włócznika zalała fontanna krwi. Zawył niczym ranny pies i zaatakował ponownie. Tym razem ostrze miecza weszło w jego czaszkę, przebijając ją na wylot. Mózg wytrysnął, a żołnierz padł konwulsyjnie drgając. Następnie Krag doskoczył do pozostałej dwójki, usiłującej wyjść spod ciała swojego kompana i rozpruł im brzuchy. Gdy skończył, wybiegł do szerokiego korytarza pełnego wrogów. Zasłał kamienną posadzkę krwawiącymi z okropnych ran trupami. - Pomóż mi! - do uszu Kraga doszedł nagle cienki, kobiecy głos. Spojrzał za siebie i zobaczył leżącą w niewielkiej celi kobietę. Wejście blokowała gruba krata. Normalnie Krag nie miałby co marzyć o sforsowaniu tej przeszkody, lecz teraz bez problemu wyrwał pręty z kamiennej ściany i cisnął obok. - Dziękuję, jestem Gizela, czarodziejka z plemienia pustynnych amazonek? A jak brzmi twoje imię wojowniku? - Krag Nucejańczyk, co tutaj robisz? Dlaczego jesteś więźniem? I kto rozkazał budować tutaj tę piramidę? - Czarownik Alkatos zniewolił moje plemię, a mnie pozbawił mocy i odizolował, bym nie mogła pomóc siostrom. Nie wiem w jakim celu buduje ziggurat, ale co dzień ściągają tu setki nowych niewolników. Głównie kobiet i dzieci. Pracują dzień i noc, a gdy umrą z wycieńczenia, zastępowani są przez nowych. - Przybyłem by zabić Alkatosa. Amazonka wybuchnęła histerycznym śmiechem. - Chyba postradałeś zmysły. Zabić Alkatosa? To najpotężniejszy mag jakiego znam. Nikt tego nie dokona. - Ja tego dokonam - oczy wojownika zabłysły- napadł na moją osadę, porwał matkę, wraz z innymi niewiastami i za to zatknę jego głowę na palu. Przyda mi się czarodziejka. Pomożesz mi? - Jesteś zaiste szalony przybyszu, ale udzielę Ci mego wsparcia. Te kraty które wyrwałeś, ograniczały moją moc, teraz jednak nic nie stoi na przeszkodzie bym z niej korzystała. Rezydencja maga jest na najwyższym piętrze piramidy. Chodźmy zatem. Krag i Gizela ruszyli niczym dwie rozjuszone bestie. Błękitne ostrze torowało drogę, zadając przeciwnikom straszliwe rany. Odcinało kończyny i podrzynało gardła. Im wyżej wchodzili, tym strażników było więcej. Gizela, przy pomocy magicznych formuł sprawiała, że broń zamieniała się w płonące żelazo i parzyła swoich właścicieli, włócznie opadały