Krzyżyk
Upalne lato 1968 roku a właściwie koniec upalnej wiosny, gdyż to połowa czerwca. Dla trzecioklasisty Andrzeja minuty płynęły niemiłosiernie wolno. Dwa tygodnie do wakacji a czas zdał się stać w miejscu. Po co chodzić do szkoły skoro stopnie już wystawione a na lekcjach same powtórki. Nuda niemiłosierna. Z nauką nigdy nie miał problemów ale fascynowały go rzeczy nowe, jeszcze nie znane. Może dlatego zawsze w wakacje jego ulubioną lekturą były podręczniki do następnej klasy. Lubił z góry wiedzieć co go będzie czekać po letniej kanikule. Powtórki przyprawiały go o ból głowy. Po co wracać do starego, skoro przez ten czas można by się dowiedzieć tyle ciekawych, nowych rzeczy. Widać nauczyciele doszli do tych samych wniosków. Postanowili zafundować swoim wychowankom przedwakacyjną wycieczkę - Zakopane, Kraków, Wieliczka. Zapowiadało się ciekawie. Jeszcze nigdy nie był w górach i tym bardziej podekscytowany odliczał godziny do odjazdu. Trochę było mu nie w smak, że jadą z nimi czwartoklasiści. Będą się wymądrzać jakby wszystkie rozumy pozjadali. O rok starsi a udają dorosłych. Ale niech tam - najważniejsze, że jedzie. Bał się, że mama nie zgodzi się na tę wycieczkę, ale gdy dowiedziała się, że jedzie Jurek i Ala, w końcu machnęła ręką. Super ! Wreszcie na własne oczy zobaczy Wawel, Barbakan, Sukiennice. Od początku trzeciej klasy interesował się historią i chciał skonfrontować swoje wyobrażenia po przeczytaniu książek, z naocznym widokiem tych miejsc. Czy będą tak wyglądały jak je widział przy czytaniu? Ciekawe. Wreszcie nadszedł piątek. W nocy budził się co trochę. Śnili mu się królowie, rycerze, turnieje, wspaniałe uczty. Po każdym przebudzeniu patrzył nerwowo w okno, czy już nie świta. Byle tylko nie zaspać. Ledwo zadźwięczał budzik, był już na nogach. Mycie nie zajęło mu więcej jak minutę, po dwóch był już ubrany i stał u drzwi gotowy lecieć pod szkołę. - A ty co! Szaleju żeś się najadł. Roześmiała się mama. - Śniadanie trzeba zjeść- . Nie wiadomo, kiedy dadzą wam jakiś obiad. Nerwowo przełykał kęsy jajecznicy ze strachem patrząc na zegarek. Co ta mama? Jeszcze pojadą bez niego. - Kanapki spakowałam ci do torby. I nie kupuj lodów, bo znowu zachorujesz. Akurat. Pewnie, że sobie kupię. Myślał. Już prawie zapomniałem jak smakują. Kupię sobie "Bambino" a czy zachoruję czy nie to się okaże. Nagle popatrzył zdumiony. - A ty mamo gdzie idziesz? - Odprowadzić- cię pod szkołę. - Ale po co, jestem przecież już duży. - Duży, nieduży , ale chcę zobaczyć- jak odjeżdżacie. Naburmuszył się. Będzie z nim szła jak z jakimś dzidziusiem. Przed szkołą jednak wrócił mu humor, gdy zobaczył, że innym rodzicom wpadł do głowy ten sam pomysł. Pani Zosia, ich wychowawczyni, rozdawała uśmiechy na prawo i lewo. Widać też cieszyła się z tego wyjazdu. Wreszcie podjechał autobus. Tak jak przypuszczał, czwartoklasiści szturmem zdobyli najlepsze miejsca przy oknach. Zostało tylko jedno, obok Ali. Trudno, niech się śmieją, że siedzi z babą. Najważniejsze, że będzie mógł obserwować widoki za szybą. Zawarczał silnik. Jeszcze pomachał mamie na pożegnanie i ruszyli. W autobusie wrzało jak w ulu. - Dzieci! Uspokójcie się, bo pan kierowca nie może prowadzić w takim hałasie. Usiłowała przekrzyczeć gwar pani Zosia z mizernym skutkiem. - Kochani! Uciszcie się trochę to wam powiem jaki mamy plan wycieczki. Wreszcie poskutkowało. - Dzisiaj jedziemy do Wieliczki. Tam zwiedzimy kopalnię a później przejazd do Krakowa, gdzie mamy nocleg w Domu Studenta. W sobotę zwiedzamy Kraków, nocleg w tym samym miejscu. A w niedzielę rano wyjazd do Zakopanego, gdzie pojedziemy kolejką linową na Kasprowy Wierch. Hura! Jeszcze nigdy nie jechał kolejką linową, ale będzie fajnie. Tak jak przedtem minuty ciągnęły się w nieskończoność, tak teraz nie wiedzieć kiedy dojeżdżali już do Wieliczki. Był ciekawy jak wygląda kopalnia. Przecież tato pracował w kopalni. Co prawda żelaza a nie soli, ale to chyba niewielka różnica. Przypomniało mu się, że tata opowiadał