Klub jeździecki
- Cezary Zawoyski! - wykrzyknął przybyły - kopa lat!
Zsiadł z konia i żwawo podszedł do adwokata.
- Gdzie przepadłeś? - spytał gdy już wymienili przyjacielskie, solidne uściski.
- No cóż, praca... - odrzekł adwokat i wskazał dłonią na pozostałych. - Przedstawiam ci gospodarzy: Leon, wielce obiecujący mechanik samochodowy, oraz jego kuzyn... - zawiesił głos nie mogąc sobie najwyraźniej przypomnieć imienia.
- Marcin - podpowiedział kuzyn schodząc z drabiny. - Bardzo mi przyjemnie poznać szanownego pana.
- Mi również. Platter jestem.
Kuzyn zatrzymał się nagle z jedną nogą zawieszoną w próżni między szczeblami.
- Platter? - dopytał się - Wojewoda?
Jeździec skłonił się lekko nie odpowiadając.
Koń przypatrywał się tej scenie stając w absolutnym bezruchu. Jedynie napięte mięśnie widoczne pod skórą zdradzały, że w każdej chwili gotowy jest do szaleńczego galopu jeśli taka byłaby wola jego jeźdźca.
- Bofalus jak widzę, ciągle w formie - adwokat wskazał na konia.
- Oh, to najlepszy koń jakiego kiedykolwiek miałem. Żaden inny w stadninie nie sięga mu nawet do pęcin. Zawsze miałeś doskonałe oko do koni.
- No cóż, kiedy go widzieliśmy na wybiegu nie wyglądał na championa. Ale od razu poczułem, że coś w sobie ma. Cieszę się, że się na nim nie zawiodłeś. - powiedział patrząc prosto w ciemne końskie oczy, co sprawiło, że słuchający nie byli do końca pewni do kogo to ostatnie zdanie było skierowane. Koń zarżał w odpowiedzi.
- Nie za wcześnie na pogoń za lisem? - spytał wojewoda patrząc na banner. - Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś to organizował na wiosnę.
- Racja, oczywiście - Cezary wzruszył ramionami, - potrzebne nam był jednak jakiś fajerwerk na rozpoczęcie. Polowanie na lisa jest widowiskowe, przyciąga ludzi nawet jeśli nigdy na koniu nie siedzieli.
- Znam takich, co będą narzekać, że to wbrew tradycji.
- Będą mieli przynajmniej okazję świętować dwa razy... I zapewniam cię, że przestaną narzekać jak zobaczą, co przygotowaliśmy na wieczór.
- Pod tym względem - wojewoda zaśmiał się tubalnie - wiem, że można na ciebie liczyć.
Adwokat uśmiechnął się wyraźnie rad z komplementu.
- Wejdźmy do środka - zapraszająco wyciągnął rękę w stronę podwórka. - Napijemy się czegoś orzeźwiającego i obejrzymy gospodarstwo.
Zanim jednak zdążyli przejść przez bramę, zatrzymał ich warkot samochodu nadjeżdżającego od wsi. Jak poprzednio koń z jeźdźcem, tak teraz, oczywiście z nieporównywalnie mniejszą gracją, zza zakrętu wyskoczyła czerwona Mazda z sołtysem w środku. Sołtys, najwyraźniej zaskoczony tym co zobaczył, zatrzymał samochód na środku drogi i przez dłuższy moment nie mógł się zdecydować, czy wysiąść, czy raczej nacisnąć na gaz i zniknąć w obłoku kurzu. W końcu otworzył drzwi i z nieco zażenowanym uśmiechem zbliżył się do bramy.
- Dzień dobry panie wojewodo - powiedział wyciągając rękę na przywitanie. - Co pana sprowadza do naszej wsi?
- Pan Leon wpadł na doskonały pomysł - Platter wskazał na banner - Wreszcie ktoś z inicjatywą w waszej wsi.
- A pewnie, pewnie - sołtys zastanawiał się gorączkowo jak wybrnąć z niewygodnej sytuacji. - Pan Leon faktycznie często wykazuje się nam tutaj inicjatywą... w naszej wsi. Jeśli nie ma pan nic przeciw, to właśnie chciałem z nim zamienić słówko w tej sprawie.
- Ależ proszę się nie krępować. Panie Leonie, jeśli pan łaskaw, to poczekamy w środku. Cezary coś wspominał o orzeźwiających napojach...
Sołtys zbliżył się do Leona i poczekawszy aż reszta towarzystwa nieco się oddali, zaczął ściszonym głosem.
- Widzę, że wziąłeś do siebie skargi mieszkańców. Likwidujesz interes?