Klatka schodowa
Nabrał świadomości kiedy wielkie, żelazne drzwi zamknęły się za nim. Był cały spocony, zmęczony i zdyszany. Jego wymiętolona koszula z tyłu wsadzona w spodnie, z przodu już nie ociekała jego potem. Jeansy miał brudne, zaś buty dawno straciły swój połysk. Opierał się rękoma o solidną, stalową bramę nagryzioną wiekiem czasu.
Nie pamiętał nic, choć miał poczucie świadomości. Nie dziwiło go to co widział, gdyż nikt nie przeniósł go do odległej epoki, a jednak nic nie mógł sobie przypomnieć. Tego kim jest, skąd pochodzi, dokąd zmierza… jak ma na imię.
Wiedział jedynie tyle co widział i czuł. Stał przed drzwiami, których zamek zaryglował się w momencie ocknięcia się. Co było przedtem ?
Nie czuł też wewnętrznego głosu, by złapać za klamkę. Właściwie, można by było spekulować, że drzwi nie są zamknięte. Że jest droga ucieczki. I może to było jak najbardziej racjonalne. Jednak im dłużej na nie patrzył tym bardziej ogarniał go strach. Nie chciał przez nie przechodzić, bał się.
Kiedy się odwrócił zobaczył wiszącą na haczyku przybitym do ściany niewielką latarnię z pełnym zbiorniczkiem oliwy. A przed Nim rozciągały się w dół schody, wzdłuż nich zaś, obgryziona metalowa poręcza - okryta plastikiem. Ściany sprawiały wrażenie bardzo wilgotnych i mrocznych. Nie miały farby, tapety, właściwie ich powierzchnia nie przypominała niczego co znał jego mózg. Żadnego z obrazów, wspomnień, nazw.
Najbliższe skojarzenie jakie przyszło mu do głowy to szyb w jakim porusza się winda. Szyb, a na jego ścianach mech…
Lecz to nie było to. To była po prostu klatka schodowa. Spojrzał za poręcz i nie mógł zobaczyć jak nisko się kończy, ponieważ było tam całkiem ciemno.
Nie miał wyboru. Chwycił lampę i zaczął schodzić.
Pierwszy krok postawił bardzo niepewnie, ponieważ schody, podobnie jak ściany, wyglądały na bardzo śliskie, jednak kiedy stanął czuł, że grunt jest bardzo stabilny. Potem nastąpił drugi krok i trzeci. Drogę oświetlało mu światełko lampki.
Półpiętro nie stanowiło nic specjalnego. Zwykła platforma jak w każdym bloku, z tymi samymi ścianami co wzdłuż schodów. Nie było jedynie żadnych drzwi, włącznika światła… pusta przestrzeń. Tylko On, schody, lampa i poręcz. Nic więcej.
Pustka, samotność. Zero dźwięków. Czuł tak przytłaczającą ciszę, że słyszał własne bicie serca i odgłos przełykanej śliny. Wydało mu się to bardzo przerażające. Schodził dalej, bo w końcu czy miał inny wybór ?
Nie mógł wrócić, choć nie wiedział czemu. W głębi duszy wiedział jedynie, że schodząc niżej poczuje się bezpiecznie. To było całkowicie irracjonalne i doskonale o tym wiedział, jednak szedł za instynktem. Na czym można polegać jeśli straciło się pamięć ? Jeżeli czuł, że za tymi drzwiami jest coś złego, to nawet przyjmując, że mogły być otwarte nie powinien był ich otwierać.
Pod tym względem – jak sam mniemał – postąpił całkiem mądrze.
Choć ciężko było w takiej sytuacji i przede wszystkim miejscu o myśl pocieszenia, samozadowolenia z siebie. Człowiek nigdy nie czuje się bezpiecznie jeżeli nie wie na czym stoi.
A zdecydowanie nie była to jedna z wielu klatek schodowych...
Co działo się z Nim wcześniej i co dzieje się z tym teraz. Nie miał nawet odwagi myśleć, co będzie się z Nim działo.
Schodził dalej, słysząc jedynie swoje dyszenie, które chyba już zaczęło się uspokajać. Słyszał bicie swojego rozszalałego serca, miał wrażenie że potrafił usłyszeć odgłos kropli potu uderzającej o posadzkę.
Na kolejnym półpiętrze były te sa