Antrax i druga strona czasoprzestrzeni
Prolog – zadanie konkursowe „Wyobraźcie sobie, że żyjecie w dalekiej przyszłości, w której wszystko, co niegdyś było określane mianem science fiction, teraz jest rzeczywistością. Świat rządzony przez chciwe korporacje chyli się ku upadkowi, panuje chaos i śmierć. Życie nie ma już takiej wartości jak w dawnych czasach - walutą jest powietrze. Jesteś kobietą/mężczyzną pracującym w oddziale wojskowym przydzielonym do tajnego projektu naukowca znanego Ci jako Aariel. Nie znasz szczegółów pracy ekscentrycznego doktora. Następuje dzień zero, w którym tajemnicze plany doktora stają się dla Ciebie jasne. Aariel pracował od lat nad specjalną machiną pozwalającą na międzywymiarowe podróże. Dowodzisz ekspedycją, która wyrusza jako pierwsza zbadać nieznane tereny. Towarzyszy Ci 10-osobowy oddział złożony z kilku marines, medyka i trzech naukowców. Podchodzisz do owalnej machiny, która wydaje Ci się pokryta szklistą powłoką w kolorach tęczy. Dotykasz powłoki, która pod palcami ma lekko szlamowatą konsystencję. Idziesz krok naprzód i zaczynasz odczuwać niewyobrażalny ból, tracisz przytomność. Budzisz się z potworną migreną. Zauważasz, że leżysz na czymś zielonym i puszystym. Wstajesz, rozglądasz się i dostrzegasz coś dla ciebie kompletnie niezrozumiałego - lasy, trawę i błękitne niebo. Twoi towarzysze powoli rozbudzają się, odczuwając skutki niekomfortowej podróży. Widzisz nieopodal wzniesienie i decydujesz się wejść na nie, by się rozejrzeć. Kładziesz się na górze, wyjmujesz lornetkę i sprawdzasz okoliczne rejony. Dostrzegasz coś, co przypomniało Ci dzieciństwo i bajki opowiadane przez babcie na dobranoc. Widzisz skuloną kobietę, z pleców której wyrastają przepiękne białe skrzydła. Dziewczyna krwawiła... Wokół niej stały dziwaczne stwory, których nie rozpoznajesz - kilka małych tęgich postaci z twarzami okrytymi brodami, dwa większe, pogarbione osobniki o szpetnych zielonych obliczach i jedna wysoka postać w płaszczu, która dzierżyła długą, brązową laskę. Nagle wysoki człowiek, który wydawał się ich przywódcą, zrobił ruch laską, z której wydobyły się pioruny. Kobieta wyła z bólu. "Nie jesteśmy już w Kansas" - mówisz na głos do siebie.” I Od chwili przebudzenia w nowym otoczeniu nie minął nawet kwadrans, a ja już zobaczyłem, rzeczy tak bardzo inne od tych, które znałem. Trawa, drzewa, słońce, choć trafniejsze byłoby stwierdzenie - słońca… Wszystko to, o czym uczyłem się lata temu w szkole, teraz dane mi było oglądać. Świat, jaki pozostawiłem za sobą, w swoim wymiarze, dawno pozbył się tych wszystkich cudów. Człowiek na kredyt brał wszystko, czego zapragnął, nigdy nie licząc się z planetą, na której żył, a później… Później Ziemia wystawiła rachunek. Cena za bezmyślność okazała się olbrzymia. Atmosfera nie wytrzymała milionów ton toksyn i w końcu musiała ustąpić. Ludzie podjęli desperacką próbę ratowania tego, co pozostało, wszelkie te próby spełzły jednak na niczym. Wystrzelono w rozrzedzająca się atmosferę pył drogocennych kruszców - złota i srebra. Nie pomogło. Wiele by opowiadać o wszelkich podjętych próbach ratunku, tylko, po co? Ważne jest to, że żaden nie przyniósł ratunku. Nakładem miliardów dolarów wybudowano kopuły nad kilkunastoma największymi miastami, reszta planety przemieniła się w skałę. Jedynie jeden człowiek na sześciu, przetrwał zagładę. O nie, nie. Mnie wśród nich nie było. Przyszedłem na ten, opuszczony przez Boga, świat wiele setek lat później. Kwestia Boga jest tutaj zasadnicza. Wiara opuściła ludzi, wraz z odchodzącym starym porządkiem. Opowieści o Bogu słyszałem jedynie od swej babci, a było to jakieś dwadzieścia lat temu. Ona z kolei usłyszała je od swojej babci. A jej babcia od… No nie ważne.