Kehrseite
Mało udane. Czułem do siebie żal, że nie mogłem znaleźć lepszych ubrań, jednakże wszystkie miały mniejszy rozmiar, co utrudniałoby nakładanie i dodawało komicznego efektu. Zabrałem torbę oraz wszystko, co miałem. W wyjściu jeszcze raz się obróciłem, nie będąc do końca zadowolony. W przedpokoju wygrzebałem pióro i przyciskając stalówkę do gipsu nakreśliłem „Woland”. Po schodach. Przed drzwiami wyjściowymi duży karton, jak po starych telewizorach „z tyłkiem”. Okraszony wielką wstążką, otulony zielonym papierem, podpisany krzywym, ostrym, błyskawicznym pismem „Prezent. Zabaw się.”. No cóż, zazwyczaj prezentów nie zostawiał, pewnie to nagroda za tak zbyteczną pracę.
Karton był lżejszy niż ta z góry, zakładałem, że ma na imię Joanna Krzyżlewska (taki napis pokazała mi skrzynka na listy, gdy mijałem ją w furtce), co należało pochwalić. Jednak jego ciężar przepływał luźno, tzn nie był wyważony, skupiony w jednym miejscu, a ściągał ku lewej krawędzi. Tu już czułem niewielki niepokój co do zawartości. Wsiadłem z tym kartonem do autobusu wypełnionego dziećmi jadącymi do szkoły, które oglądały moje pudło, mnie samego, moją torbę leżącą na pudle oraz siebie nawzajem, szepcząc „co jest w zielonym pudle”. Jedno nawet odważyło się zapytać, ale po tym, jak usłyszało „nie wiem”, uciekło przerażone, chyba faktem, że mówię. Zabawne, że mając taką twarz wciąż wzbudzam politowanie i strach. Gdy jechaliśmy, mijało nas około ośmiu radiowozów na sygnale. Sąsiadka przyszła na poranne plotki, drzwi były otwarte i na ścianie zobaczyła napis. Od razu zadzwoniła na policje. Później jeszcze osiem wywiadów udzieliła, a zdjęcia trafiły do gazety. Jakiś tatuś odetchnął z ulga, że jego syn pozostanie pod męskim ramieniem, a nie u tej tłustej flądry.
Wreszcie w domu. Dochodziła dziesiąta. Kuchennym nożem rozciąłem papier na kartonie, w którym były dziurki. Wyglądał trochę jak wielkie pudło do transportowania królika albo kur. Karton oklejał jedynie wykonane z sklejki prawdziwe pudło. Z nawierconymi otworami. Coś, jak wielka skrzynia. Coraz bardziej intrygowała mnie zawartość. Co mogło narodzić się w jego głowie, by zrobić mi „prezent”. Ukucie niepokoju było nieodwołalnym poczuciem w tym miejscu. Przesunąłem nożem pod wiekiem, odczepiając ukryty w środku haczyk, zwalniając zamknięcie.
Zwierze hoduje zwierze. Człowiek ma swoje świnie, psy, kury i krowy w jednym celu – by dawały mu korzyść. Nieograniczoną, do końca możliwą. Rozmnaża zwierzęta, by mieć ich więcej. Człowiek jest mądrym zwierzęciem, hodowcą i ogrodnikiem. Hoduje nawet własne dzieci, by zapewniły mu godną starość w dobrym domu, przy stole, gdzie zje ukochaną zupkę w otoczeniu wyhodowanych wnuków. Hodowanie to szczyt możliwego szczęścia. Pudło było tylko w jednym rogu puste. Była zbyt skulona, by móc zająć całe. W samych majtkach i prawej skarpetce, związana sznurem dookoła szyi (wraz z gustowną obrożą wypełnioną ćwiekami), kostek i nadgarstków, poprawiona taśmą klejącą na ustach. Popatrzała na mnie wielkimi oczami robiąc „m-m! M!”. Zamknąłem pudło, usiadłem. Próbowałem zebrać myśli. Znów je otworzyłem. „M! M-m! M!”. Rzucała się po skrzyni. Miała może dwanaście, jedenaście lat. Nawet cycków jeszcze nie miała. Siniaki na tyle ud. Otarcia od sznura. Drobna. Przywodziła na myśl zakazane niedawno dziecięce modelki, ale starsza, jednocześnie wciąż dziecko. Znów zamknąłem skrzynie, nie wiedząc co myśleć. „Zabaw się”. Grzmiało mi w głowie. Tak, jakby chciał mi tym powiedzieć „zobacz, jak łatwe jest bycie mną – zabij i rób to co zawsze”. Otworzyłem po raz trzeci. Wyciągała dłonie tak wysoko jak pozwalał jej sznur oraz taśma, mając łzy w oczach. „M! Mmm!”. Ciemne włosy, okrągła buzia pasująca do jedzenia lodów. Pełne strachu okrągłe oczy. Pełna okrągłości na swej twarzy. W prawym uchu, gdzie normalne dziewczyny mają kolczyki żółta krowia plakietka z markerowym „Amanda” Złapałem ją za dłonie i pociągnąłem, sadzając sztywno w skrzyni na zadku. Trzęsła się, więc położyłem jej na ramionach koc i wyjąłem ostatniego papierosa, odpalając od zapalniczki. Ręce mi się trzęsły tak jak ona się trzęsła. Podkręciłem termostat. Usiadłem na fotelu, patrząc na nią trzęsącą się pod kocem i oglądającą dookoła ze strachem.