Każdy facet to świnia
***
Obudził się w ciemnym pomieszczeniu pełnym narzędzi. Chciał się poruszyć, ale coś krępowało jego ruchy. Głowa nieznośnie bolała. „Policzę do dziesięciu, potem się obudzę.” Adam policzył nawet do dwudziestu, ale sen nie chciał prysnąć. „Zatem postaje całkiem niemała szansa, że to jednak jawa, a wszystkie zdarzenia dzisiejszego dnia stały się naprawdę. Trzeba coś wymyślić. Myśl, myśl, myśl.”- Powtarzał bez większego skutku. Na szczęście wśród narzędzi dostrzegł duży płaski śrubokręt. Szczęśliwie ręce miał związane z przodu, więc bez trudu złapał śrubokręt zębami i zaczął przecierać sznurek, którym był przywiązany. Po kilku minutach uwolnił swoje ręce. Supeł na sznurze krępującym nogi udało mu się najzwyczajniej w świecie rozwiązać. Podbudowany uwolnieniem ruszył dalej. Drzwi pomieszczenia, w którym się znajdował okazały się zamknięte. Nie miał już zapałek, ani papierosów, więc przeciwpożarowy system „scorpio” teraz w niczym nie mógł mu pomóc. Skoncentrował się chwilę i zaczął rozmyślać nad swoim położeniem. „Jestem w ciemnym pomieszczeniu bez okien, zapewne jakiejś narzędziowni. Jest tu odrobinę chłodniej niż w innych salach w tym budynku. Całkiem możliwe, że znajduję się w jakimś grajdole umieszczonym w podpiwniczeniu. Jeśli tak zapewne gdzieś wyżej będzie wyjście.” Spojrzał do góry i faktycznie jego oczom ukazał się otwór wentylacyjny. Jednak umieszczono go na tyle wysoko, że trudno było dostać się do niego. Niezrażony tą sytuacją złapał sznurek, którym jeszcze niedawno był skrępowany i przywiązał do niego znaleziony w stosie narzędzi haczyk. Rzucił go w górę, lecz o nic nie udało się go zahaczyć. Druga próba okazała się bardziej szczęśliwa, bo haczyk w czymś utknął. Adam nie wiedział, że jest to tylko wyłom w murze. Z tak niestabilnym utrzymaniem wspinał się do góry. Gdy udało mu się uchwycić kratki wentylacyjnej hak spadł na podłogę. „Świetnie. Teraz wiszę na suficie i nie mam nawet gdzie nogi oprzeć.” Nogę wkrótce oparł o inny wyłom w murze. A z kieszeni wyciągnął śrubokręt, którym przed chwilą się ratował i zajął się odkręcaniem kolejnych śrubek. Wreszcie ukończył dzieło, wyjął kratkę i wszedł w powstałą dziurę. Tym sposobem znalazł się na podłodze jednego z warsztatów. Sala była już pusta. Widocznie po wypadku z drzwiami wszyscy opuścili budynek, aby poddać go kontroli technicznej. Po cichu pobiegł do sali sportowej, w której zostawił Kamilę. Spała pod stołem tenisowym. Uśmiechnął się na ten widok. Właściwie bardzo mu się podobała. Trochę jej dziś nakłamał, ale jak jej wszystko opowie, to na pewno go zrozumie. Ma taką delikatną twarz. I prawie wcale od czasów szkolnych się nie zmieniła. Nadal była tą spokojną osóbką, nieświadomą swego uroku. Odgarnął włosy z jej twarzy. Były cudownie miękkie. „Właściwie moglibyśmy być razem. Może i mam trochę niebezpieczną pracę, ale przecież i jej triagul do bezpiecznych zajęć nie należy, co widać choćby po dzisiejszym otwarciu. Poza tym jest taka śliczna i spontaniczna. I jeszcze zaufała mi, choć nie widziała mnie już kawał czasu.” Postanowił ją wziąć na ręce i zanieść do wyjścia jak super-bohater wynoszący swoją ukochaną z płonącego budynku w jakimś filmie akcji. Delikatnie chwycił ją za rękę, aby przełożyć ją sobie za szyję. W ten sposób najprościej było mu ją podnieść. Gdy trzymał jej dłoń zauważył coś błyszczącego na jej palcu. Zamarł bez ruchu. Spojrzał dokładnie. Tak, to była obrączka. Zamarzł gdzieś w środku. Już bardziej mechanicznie niż romantycznie wziął ją na ręce i wyniósł z budynku. Na zewnątrz Kamila się obudziła.