KAY-rozdział osiemnasty
-Nawet tu nie jesteśmy bezpieczni.
-Nigdy i nigdzie nie będziemy.
-Za twego ojca się to nie zdarzało.
-Święte słowa.
-To były inne czasy.
-Co nie zmienia faktu że szlak trafił nasz plan
-Wcale nie.
-Chyba kpisz.
-Słuchajcie dalej tego szaleńca a skonczymy w pudle.
-Stul pysk.
-Żądam usunięcia go od przywództwa.
-Zróbcie to a wszyscy skończycie za kratami.
-Blefuje.
-przekanajcie się.
-Grozisz nam?
-Jak najbardziej.
-Twój ojciec by się do tego nie posunął.
-Jego tu nie ma.
-On nic nie ma.
-Policja...Federalni bardzo się ucieszą.
-Cardano zostaje przy władzy.
-Jest Bosem i nic tego nie zmieni.
-Tchórze.
-Jeszcze słowo i kula w łeb więc lepiej stul mordę.
-Nie pisze się na to.
-To ja o tym decyduje.
-Wychodze.
-Jedynie nogami do przodu.
-Ocipiałeś? Chcesz stracić życie?
-Więc jak? Z nami czy w trumnie?
Mężczyzna wraca na miejsce
-Tak myslałem.
Z pośród zebranych:
- A co z tą kobietą?
-Moi ludzie pracują nad nią.
W wyciszonych ścianach piwnicy z czoła i twarzy kobiety spływa krew.Szarpiąc ją za włosy
-Zacznijmy jeszcze raz.
Oprawca zostaje opluty.
-Ty szmato-uderzając ofiarę...powiesz wszystko.
-Pierdol się.
-Nim zdechniesz będziesz gadać.
-W twoich snach.
Dziewczyna jest bita po całym ciele...
Na górze narada dobiega końca:
-Nie pomożemy ci z kobrą.
-Nawaliłeś to wyprostuj sprawę.
-Niewiedziałem że Steven to brat kobry.
-Mogłeś sprawdzić.
-Zrobiłem to.
-I co?
-Drań nosi inne nazwisko.
-Najważniejsze że eksperyment się powiódł.
-To się liczy.
-Dobry prognostyk dla naszego przedwsięzięcia.
-Nikt się nie połapał?
-Nie.
-Nawet ta policjantka?
-Nikt...zresztą mam człowieka który obserwuje ją i jej siostrę.W razie czego znikną z powierzchni ziemi.
-A co z sekcją 13?
-Pod kontrolą.
-Nie raz już nam namieszali.
-Nie tym razem.
W tajnym oddziale sekcji 13:
-Na co jeszcze czekamy?
-Na odpowiedni moment.
-To znaczy na jaki aż ja zabiją?
-Nie zrobią tego.
-Póki nie wyciagną informacji.
-Chaya nic nie powie.
-Na torturach każdy pęka.
-To pana ostateczna decyzja komandorze?
-Tak.
-Więc odbiję ją sam.
-Nigdzie nie pójdziesz?
-Akurat.
-Zabrać-wezwawszy swych ludzi.
Dwoje ludzi bierze agenta:
-Ty sukinsynu.
-Wyprowadzić-dając potajemny znak.
-Tak jest.
-Zapłacisz za to.
Po wyjściu ludzi komandora:
-Robi pan błąd.
-Czyżby?
-Tak.
-A pani jak zarządza sekcją?...przez panią to bagno.
-Nie mogłam...
-Cicho! Od teraz ja dowodzę sekcją.Odbijemy Chayę kiedy uznam to zastowne.Czy to jasne?
-Tak.
-Doskonale.
W półmrokach piwnicy drugi z katów ściąga z dziewczyny dzinsy.Chwytając mocno za imtymną część ciała:
-Nie jestem tak miły jak mój kolega więc lepiej zacznij gadać.
-Nie mam ci nic do powiedzenia.
-Zobaczymy.
Oprawca targa zakrwawioną bluzkę odsłaniając piersi.Gasząc na nich papierosa:
-Jesteś z sekcji?
-Wal się.
Odwraca się patrząc na narzędzia na stole...wybiera,spoglądając na ofiarę.Widząc strach w jej oczach usmiecha się.Chwilę później krzyk przeszywa kąty pomieszczenia:
-Warto cierpieć dla nich? Hmm?
Ponowne porażenie prądem:
-Melodia dla mych uszu...Kto cię tu wpuścił? Kto pomogł? Mów!
Torturowana kobieta nie wypowiada ani jednego słowa patrząc się na swego kata który razi prądem jej genitalia i pierś.W sekcji agent zauważa że nie idą do aresztu:
-Jak flip i flap.
-Co?