KAY-rozdział dziewietnasty
dz-dotykając ramienia siostry.
Kay odtrąca dłoń
-Co robisz?
-Zostaw mnie.
-Siostro...
-Nie mów tak do mnie.
-Co ci się stało?
-Dobrze wiesz
-Nie...
-Nie rżnij głupiej.
-To nie tak-domyślając się prawdy.
-A jak?...
-Nie rozumiesz?
-Czego?
Słysząc milczenie:
-Tak myslałam
-Poczekaj-idąc za siostrą.
-Ty już dla mnie nie istniejesz-odpychając.
-Nie mów tak.
-Nie chcę cię znać.
-To nie prawda.
-Nic dla mnie nie znaczysz.
-Nie myślisz logicznie.
-Nie nawidzę cię...słyszysz?...nie nawidzę.
-Nie wierzę-próbując zatrzymać
Kay uderza siostrę.Upadłszy Jenny patrzy jak jej ukochana siostra zbiega po schodach:
"Jasna cholera...to nie może tak być."
-Pogadajmy-wybiegłszy przed dom
-Nie mamy o czym-obróciwszy się.
-Poczekaj
Widząc brak reakcji:
-Nie odchodź...prosze...
Nie zatrzymawszy się policjantka nie wzruszenie idzie dalej,mając chłód w spojrzeniu.W siadając do samochodu:
-Mamo o co chodzi?
-O nic.
-Ale...
-Powiedziałam.
Przed domem
-Nie dam ci odejść-biegnąc do samochodu.
Widząc przebitą oponę:
-Cholera!
Zrozpaczona i wściekła daje upust swym emocjom w postaci krzyku i kopania.Wyżywszy się:
-Niech cię szlag ojcze...oby cię diabli wzieli.
Wróciwszy bierze komórkę...dzwoni...słysząc brak odpowiedzi :
-Spierdolił sprawę i ma wszystko w dupie...jak zawsze.
Wezwawszy taksówkę odjeżdża.W jednym z apartamentów ściągnąwszy koszule:
-Gdzie jesteś kotku?
-Zgadnij.
Podążając za głosem nagi mężczyzna wychodzi na taras:
-Znalazłem cię-widząc kobietę w seksownej czerwonej sukni.
-Cała twoja...
Pożądliwy wzrok z twarzy przesuwa się na jędrne piersi:
-Jestem twym Cezarem...
-A ja twą Kleopatrą.Zrób ze mna co tylko chcesz.
-Zrobie-będąc tuż przed swą kochanką.
Taksówkarz spogląda w lusterko:
"Wkurwiona jak sto diabłów"
Jenny jest niczym chmura gradowa.Z oczu sypią sie iskry.Zatrzymawszy się przed jednym z domów:
-Prosze poczekać
-Oczywiście
Dzwoniąc niczym straż pożarna:
-Nie ma go.Pewno dupczy się z tą szmatą.
Wróciwszy do samochodu:
-Do Hotelu Hilton.
-Robi się.
"Nie chciałbym być w skórze tego kogo szuka"
Otulony barwami nocy czuje jej gorący oddech...zapach perfum...jego zmysły zaczynają szaleć a uczucia buzować.Rozdziera suknię odsłaniając piersi:
-Boskie...takie jak lubie.
Całując jej szyje przesuwa się zwolna coraz niżej...dotarłszy do "jabłuszek" słyszy jak cichutko jęczy
-Mój Boże
-Doświadczysz raju na ziemi
Z sunawszy suknię chwyta za imtymną część ciała:
-Aaa...
Drugą ręką dotyka piersi.
Przechyla sie wydając dźwięki przyjemności...jej zmysłowe piersi poruszają się coraz szybciej...
-Podoba ci się?
-Taak...
Z wolna wchodzi w nią...na początku delikatnie...
-Aaaa
Później coraz mocniej:
-Aaaa...Aaaa
-Dobrze ci?
-Taaak...nie przestawaj...rżnij mnie...
-Aaaaa...Aaaaa...Aaaaa.
Opuszczając miasto w którym spedziła tyle lat...doświadczając wiele dobrego jak i złego Kay kieruje się na Riverside.Patrząc się na puste ulice nie czuje w sercu żalu.Nie jest jej przykro.W tym momencie jedyne co czuła to ogromne rozgoryczenie i złość która nie chciała ją opuścić.Przed oczami wciąż miała ojca jak mówi:
"Nigdy jej nie wybacze...nigdy...nie tego co zrobiła...co się przez nią stało"
Przy dźwiękach muzyki: