KAY-rozdział dziesiąty
Rozdział dziesiąty
Pełen niesamowitego uroku szarmancki Apollo i otulona płatkami róż dziewczyna powoli zmierzają w swoją stronę...opromienieni szczęściem z czułością malują błękitną aleję snów ciepłem swych serc w pastelowe barwy...W objęciach delikatnej koronki marzeń...zatopieni w namietności spojrzeń zatracają się w rozkoszach miłości...
Cicho szemrząca Achti niesmiało obmywa stopy smutnej dziewczyny której błękitne oczy błądzą gdzieś po drugiej stronie morskiej krainy...jakby próbowały coś dostrzec...znależć odpowiedzieć na pytania które nie dawały jej spokoju...słysząc zbliżające się kroki ociera łzy spływajace po strapionej twarzy...
-Płaczesz?
-Wiatr zaprószył mi oczy piaskiem.
-Nie próbuj oszukać siostry...powiedz co się stało?
-Sara...
-Co jej jest?
-Chciałabym wiedzieć...bardzo...
W spojrzeniu siostry Jenny dostrzega lęk...jeszcze nigdy nie widziała w nich takiego strachu-sama nie raz się bała ale nie jej siostra,nie Kay która w tym momencie mówiła próbując powstrzymać łzy:
-Coś złego...dzieje z moją córeczką...
-Tego nie wiesz...
-Matka zawsze wie...czuje to w sercu tak jak ja teraz...
-Jesteś pewna
-Tak...
-A może to przez to wydarzenie gdy uciekła...
-To było początkiem czegoś złego...a najgorsze że nie wiem czego...więc nic nie moge zrobić.
Przytulając siostrę:
-Dowiesz się a wtedy jej pomozesz i wszystko się ułozy.
-Nie...ona nie dopuszcza mnie do siebie...zamkneła się w swoim świecie...nikogo nie wpuszczając...
-Porozmawiaj z nią
-Jak?...gdy próbuje wybucha gniewem...krzyczy że nie chce mnie widzieć...że to moja wina...i mnie nienawidzi...
-Nie myśli tak.
-Myśli...
-Nie.
-Nie słyszałaś jej.
-Przecież to Twoja córka,kocha cię.
-To już nie moja Sara...
-Sama nie wierzysz w to co mówisz...wejrzyj w głąb swego serca a zobaczysz małą...zagubioną dziewczynkę...proszącą o pomoc.
-Nie ode mnie...
-A od kogo? Kogo ma poprosić jak nie Ciebie,kto jej,pomoże jeśli nie Ty.
-Nie wiem...nic już nie wiem.
-Nie myslisz jasno bo kierują Tobą emocje,tak samo jak Sarą...jesli rzeczywiście spotkało ja coś złego to nie rozumie tego i się boi.
-I wyżywa się na mnie?
-Dzieci juz takie są,pomyśl jaka Ty byłaś...jak się zachowywałaś gdy cos Cię spotkało albo Ci nie wyszło.Co robiłaś i jaka byłaś w stosunku do mnie.
-Wiem...byłam okropna.
-Mało powiedziane.Przypomnij sobie co wtedy robiłam.
-Znosiłaś wszystko cierpliwie...byłaś wyrozumiała...aż za bardzo.
-Też taka musisz być.
-Nie wiem czy potrafie...czy dam radę...nie jestem Tobą.
-Bądź sobą,ale postaraj sie okazać więcej zrozumienia.Spokojnie i cierpliwie postaraj się do Niej dotrzeć,pomału-małymi kroczkami.
-A jeśli to nic nie da...
-Da,zobaczysz.
-Jeśli się nie otworzysz?
-Otworzy,zaufaj mi...wiem co mówię.Wkońcu Cie wychowałam.
-To prawda...bez Ciebie nie byłabym tym kim jestem.
-Nie przesadzaj...
Ocierając siostrzane łzy:
-Chodż zrobie Ci śniadanie.
-Dziękuje...
-Za co?
-Jesteś dla mnie zbyt dobra
-Pleciesz bzdury,jesteś moją siostrą i Cię kocham.
-Ja ciebie też.
-Wiem.
Idąc w stronę domu:
-Po śniadaniu poczujesz się lepiej.
*******
Wynurzające się z Achti pomarańczowe słońce czule pieści jej różaną twarzyczkę...morska bryza rozwiewa złociste niczym piasek włosy.Poczuwszy nutkę wspomnień z dzieciństwa pachnącą poranną rosą na wsi młoda kobieta odwraca się...widząc ukochanego niosącego gorące kakao:
-Prosze-głosem pełnym ciepła.
Uśmiechając się:
-Dziękuje...wstałeś tak wcześnie.
-Dla tego uśmiechu warto było.
Pijąc pyszny napój zakoc