Kacper
Odchyliłam się na fotelu, spoglądając w sufit. Patrząc na to obiektywnie, Kacprowi na pewno lepiej będzie w rodzinnym domu dziecka… więc skąd u mnie ten żal i frustracja? Dobrze się stało. Że niby sama bym go adoptowała, gdybym mogła? Nonsens. Nawet ja wiem, że co innego pokorespondować sobie z dzieciakiem, a co innego zapewnić mu dom. Odchyliłam się na fotelu jeszcze mocniej, aż zaskrzypiał ostrzegawczo. Sama potrzebuję adopcji, pomyślałam, wracając do normalnej pozycji. Nie ma na tym świecie kogoś, kto by się mną zaopiekował?
Odruchowo sięgnęłam po książkę, leżącą na nocnym stoliku. Jeszcze tylko kilka rozdziałów i koniec, znowu trzeba będzie iść oddać i wypożyczyć następną. Nie przeszkadza mi to. Zawsze lubiłam tę bibliotekę. Niewielki budyneczek, wieczna cisza między regałami… znów będę mogła zahibernować w sobie odrobinę tego miękkiego ciepła, w sam raz na długą jesień i zimę.