Kacper
No, ale skoro rozstaliśmy się jak przyjaciele, to on teraz przysyła mi kartki z wakacji i na święta. Proponował mi też pożyczkę, kiedy ledwo wiązałam koniec z końcem, zanim nie zaczęłam pracować tam, gdzie teraz pracuję. Odmówiłam, ale… czy taka życzliwość nie podpada przypadkiem pod szczególny rodzaj stręczycielstwa? Z tą myślą zdjęłam ostatnią sztukę odzieży i zanurzyłam się w wannie.
Ciekawe, kiedy przyjdzie następny list od Kacpra? Zastanowiłam się sennie.
Przyszedł następnego dnia. Ucieszyłam się, bardziej niż z tej kartki od Rafała. Chłopiec co prawda zgrywa się niemiłosiernie, w tym czasie zdążył już podpisać się imionami wszystkich apostołów (z wyjątkiem Judasza, ale za to z dodatkiem Pawła), no ale przynajmniej to trzeba mu przyznać, że jest biegły w Nowym Testamencie. Swoją drogą, ile to już lat nie byłam w kościele – zastanowiłam się nagle. Od ślubu Marioli? A przecież to nie tak, że jestem ateistką…
Mimo wszystko dobrze nam się korespondowało. Ja też w końcu lubię żartować i zgrywać się. Kacper podał mi już z sześć przyczyn zgonu swoich rodziców, ale nie trapiło mnie to. Już raczej zdjęło mi kamień z serca. Bardzo odpowiadał mi ten klimat naszych dialogów, nie-na-serio. Tyle że ja musiałam się bardziej pilnować, moje listy w końcu były sprawdzane.
Kiedy to zaczęłam na poważnie zastanawiać się, dlaczego to właściwie Kacper ma być dzieckiem szczególnym? Gdzieś w okolicach września, jak dobrze pamiętam. Oczywiście, już wcześniej dostrzegłam, że jest bystry i ma bogatą wyobraźnię. Później jednak, poprzez rozmaite sugestie, zaczęłam domyślać się więcej. Że bywa niecierpliwy. I agresywny – wobec innych dzieci, zwłaszcza dziewczynek (a konkretnie najbardziej owej niesławnej Paoli). Uwielbiał za to swoje opiekunki. W każdym razie, nie wątpiłam, że jest ponadprzeciętnie inteligentny, dlatego to zdanie wydawało mi się dziwne, to z pierwszego listu – że jest szczególny i że ma się starać. Nie „ale”, a właśnie „i”. Dlaczego akurat „i”? Dzieci zdolne powinny się starać chociaż są zdolne, takie zdanie rozumiem. Nie: dzieci zdolne powinny się starać, ponieważ są zdolne. To jakby wszystkie pozostałe od razu skreślić… Myślałam tak sobie buntowniczo jadąc do pracy. Korki widziane z okna autobusu zdecydowanie nastrajają do buntowniczości. Ale zagalopowałam się. Nie powiedziane w końcu, że to mały czegoś nie przekręcił. Trudno przecież wymagać od dziesięciolatka fachowego użycia spójników.
Odpowiedź na moje wątpliwości nadeszła szybciej, niż się spodziewałam. Gdzieś w połowie października otrzymałam długi e-mail od opiekunki Kacpra. Wyjaśniła mi najpierw, dlaczego do tej pory nie otrzymałam żadnej informacji o chłopcu, z którym koresponduję. Podobno sam Kacper tak chciał. To był warunek, pod którym zgodził się na udział w programie. A ja sądziłam, że takie jest założenie akcji, że mamy poznawać dzieci z ich własnych listów i wcale się tym nie przejmowałam...
Dlaczego Kacper nie chciał, bym o nim cokolwiek wiedziała? Nie mógłby tak zmyślać – pomyślałam i częściowo była to trafna odpowiedź. W końcu żadna z przyczyn śmierci czy odejścia jego rodziców, jakie mi podał, nie była prawdziwa (no, w sumie tyle to się sama domyślałam). Jak napisała pani Krysia, zginęli w wypadku samochodowym, cztery lata wcześniej. Kacper też był wtedy razem z nimi – na szczęście niemal nic mu się nie stało. Niemal, bo skończyło się na częściowym poparzeniu i poharataniu twarzy przez odłamki szyby. Obecnie chłopiec był po prostu bardzo brzydki.
Nic nie zauważyłam – pomyślałam w pierwszej chwili, lecz co niby miałam zauważyć? Przez listy nie można poznać czyjegoś wyglądu. Jednak to, co dla mnie nie miało najmniejszego znaczenia, dla Kacpra było niezwykle istotne – i zaważyło na jego dalszym życiu. Ponieważ ostatnio zrobił się podobno bardzo drażliwy na punkcie kpin innych dzieci i reagował agresją na ich przezwiska, opiekunki podjęły decyzję o przeniesieniu go do innego, rodzinnego domu dziecka, gdzie pod opieką znajdowały się jedynie dzieci o pewnym stopniu kalectwa. Sam Kacper podobno bardzo nie chciał tam jechać (nie dziwię mu się, w końcu nie jest kaleką). Odmówił też napisania do mnie pożegnalnego listu – pożegnalnego, bo para jego nowych opiekunów, po przeczytaniu mojej korespondencji, uznała, iż wcale nie mam na chłopca dobrego wpływu (tu nie będę się spierać). I stąd właśnie napisała do mnie pani Krysia.