K. - Obraz pierwszy
Od tamtego wieczoru, instrukcje zaczęły się pojawiać a K. zaczął się nimi kierować i poszukiwać nowego znaczenia w tym co robi i tym co jeszcze miał zrobić. Był neofitą nieznanych mu zdań logicznych, zdań zawierających symbole które urastały do rangi objawień. A, b , y, z były wektorami rozwoju, ratującymi go przed odczuwaniem głębszych warstw depresji.
K. często myślał o głosie. Zastanawiał się czy zna tą osobę lub to istnienie. Czasami wydawało mu się, że słyszał kobietę a czasami, że mężczyznę. Kobieta była piękna, nieco zwiewna w jego fantazji. Mężczyzna był starszy, stanowczy ale i rozumiejący - przeistaczał się w dziadka, którego K. niegdyś kochał a który dosyć szybko odszedł, po czym K. długo mierzył się ze stratą.
Podczas długich podróży w celach wypełnienia zdań zawierających a, b, zety i iksy K. wydawało się, że ta kobieta, którą czasami widział gdy słyszał głos to jego żona, ale jakby z okresu gdy wszystko było nowe, pełne miłości i wzajemnego szacunku. Wspomnienia te naturalnie wiodły do kolejnych a te, do licznych zapytań o wartość tej pamięci. Znów wydawało mu się, że tylko on o tym pamięta a dla niej takie wspomnienia umarły i, że jest samotny w tym wszystkim.
K. był z natury podejrzliwy i lubił analizować różne interesujące go wycinki rzeczywistości. Dlatego często myślał o głosie i swojej uległości. Czasem dochodził do wniosku, że to on sam mówi do siebie i zapełnia luki, które niegdyś były wypełnione a kiedy indziej, że śni, że być może zapadł w śpiączkę w wypadku samochodowym, gdy wyszedł z papierosem w ustach i wyskoczył na przejście w chwili gdy czerwone światło położyło krwawy ślad na jego policzkach. Licznym rozmyślaniom nie było końca.
K. nigdy nie kwestionował głosu. Zastanawiał się nad źródłem ale nie zaprzeczał jego realności tak jak jej nie potwierdzał. Wydawał się cierpliwym detektywem, poznającym coraz więcej materiału śledczego i zbierającym liczne poszlaki. Dla K. instrukcje były takimi poszlakami. Jego czyny i kolejne zadania, gdy przemierzał nocą swym pojazdem puste ulice i wymarłe osiedla co jakiś czas odbierając telefon - były nośnikiem informacji o źródle z którego pochodził głos. Raz musiał odszukać żywą kobietę o matowych oczach, innym razem mężczyznę o jednej dłoni. Nieraz a i b dawało „z” a innym razem y. Równania zawarte w działaniach i działania oparte na nich, nie zawsze dały się zrozumieć. Przypominało to nieraz męczące poszukiwania, odkrywanie skrawka po skrawku bez szans na odkrycie całości. Głos jednak wyrwał go z letargu, dał szansę na działanie w tym zniszczonym świecie.
K. zdawało się nieraz, że ten świat, który go otacza to jego świat wewnętrzny a zamieszkujące go postaci to martwe postaci z jego przeszłości. Nigdy nie poradził sobie ze wszystkim co nastało i pewnie nie nastąpi to prędko, dopóki nie zrozumie w pełni poleceń głosu, być może dopóki zdania logiczne nie zastąpią chaotycznej rzeczywistości.
Ryk silnika rozdarł powietrze. Czarne auto, pokryte kurzem i zasuszonym błotem zatrzymało się w dzielnicy 21.9. Na pierwszy rzut oka, nie można było dostrzec ruchu. K. go dostrzegł. Wiele czasu poświęcił na wypatrywanie Ich schematów poruszania. Wzrok miał przyzwyczajony do ciemności. Trwała ona dostatecznie długo, bo odkąd sięgał pamięcią. Chmury pyłu nie dopuszczały światła tak samo jak K. nie pozwalał jego promykom dotykać swego serca zbyt często. Drzwi samochodu otworzyły się. K. wysiadł. Wycelował w przestrzeń, trzymanym w prawym ręku urządzeniem. Z ciemności doleciał ryk, wizg a następnie jasna poświata otoczyła postać K. Z mroku wyłoniły się dłonie a za nimi członki poskręcane w każdą stronę, oplatające się i poruszające, bez żadnych wyraźnych kształtów. Szybowały w stronę K, który stał spokojnie mierząc z dziwnego urządzenia. Te kształty myślał K., pełne groteski i przerażające gdy się je widzi - to były prawdopodobnie jego lęki. Dlatego stawił im czoło, o to też prosił głos. W momencie którym bezkształtna masa, złożona z ludzkich członków znajdowała się niecały metr od K., światło zalało całą okolicę, pochłaniając K. i jego lęki.