"Jak walczyłem z komuną"
Nie pomogły moje energiczne gesty polegające na kilkukrotnym przykładaniu wskazującego palca do ust. Gdy Józef wszedł do salonu patrząc na gestykulującego z energią syna, jak na wioskowego głupka, miałem już coraz bardziej nikłą nadzieję na uratowanie nagrania. Nic nie mogło już pomóc. Tuż przed ostatnimi słowami, ostatniej zwrotki wyśpiewanymi przez wokalistę, o tym jak piach zgrzyta w zębach, słońce opala brzuchy, a wiatr tarmosi ciuchy, nastąpiło nieuniknione.
- Pod Bronką wszystko dziś wykopaliście ? - usłyszałem doniosły głos ojca, a po kilkunastu sekundach wybrzmiały ostatnie rockowe dźwięki piosenki. Po chwili, trzask ! Wyłączyłem nagranie. Zły na siebie i na wszystkich dookoła zakończyłem na dzisiaj swoją fonograficzną działalność. Piosenka pozostała na kasecie, wśród innych wcześniej i później z trudem zdobytych przeze mnie nagrań.
Pozostaje pytanie, czemu nie dało się dokonać nagrania przez stosowny kabel, który zapewniał o wiele wyższą jakość, eliminując mikrofonowe zakłócenia z zewnątrz ? Odpowiedź jest prosta jak cep. Trzeba było mieć, a wcześniej zakupić stosowny kabel, co w tamtych czasach było teoretycznie niemożliwe.
Co do interesujących tatę wykopków ziemniaków na polu nazywanym „Pod Bronką” przez mieszkańców domu usytuowanego w Biedaczowie.
Te jesienne polowe prace oczywiście zakończyliśmy kilka godzin wcześniej, ale dla mnie nie miało to wtedy najmniejszego znaczenia. Bo czymże są jakieś durnowate wykopki, wobec możliwości posiadania na własność i możliwości nieskończonej ilości wysłuchiwania piosenki modnego zespołu ? Naprawdę niczym !
***
- Już w piątek nasz dyżur na korytarzu - zagaił od niechcenia Mateo, gdy przemierzaliśmy dziarskim krokiem podkłady kolejowe dworcowej bocznicy - Musimy znaleźć sobie jakieś zajęcie pomiędzy przerwami, jakie masz propozycje ?
- Jak moim starzy się zgodzą, to wezmę magnet i jakieś kasety - rzuciłem od niechcenia - nagrałem ostatnio parę fajnych piosenek to se popuszczamy.
- Super - zakończył dyskusję w tym temacie kolega, gdyż zbliżaliśmy się do miejsca gdzie wczoraj zostawiliśmy na szynach kilka monet – Są patrz ! Tak ja ci mówiłem !
Wymyślona przez Mateusza Matorskiego zabawa polegała na umieszczaniu na torach drobnych monet i sprawdzaniu następnego dnia efektów ich miażdżenia przez stalowe koła pociągów. Jeżeli moneta była na tyle ciężka, że nie zsunął jej z szyny podmuch nadjeżdżającej lokomotywy, skutki były fascynujące. Pieniążek przyjmował owalny kształt, robił się bardzo cienki , a awers i rewers były prawie nieczytelne. Mateusz miał już przy sobie sporą kolekcję takich zniekształconych monet, ale nie ustawał w eksperymentach i poszukiwaniach nowych egzemplarzy.